niedziela, 6 grudnia 2015

Rozczarowanie



  Na portalu katolik.pl przeczytałem wywiad* z psychiatrą, panią Elżbietą Sulik. Rzekłbym, dla mnie „bomba”. Bo psychiatra to w końcu nie byle kto, to człowiek, który zajmuje się zakamarkami naszej duszy, bo w moim odczuciu dusza to nasze własne „ja”.

  Nie będę się uciekał do cytatów, kto chce, niech sam przeczyta. W olbrzymim skrócie; pani B. Sulik mówi, że najważniejszym było dla niej poznanie świata i szukanie jakiegoś „centrum”, którym był początkowo dla niej drugi człowiek. Gdy się nim rozczarowała (?) to poszukiwanie skierowała na Kogoś większego niż człowiek. Aby nie było wątpliwości, to rozczarowanie drugim człowiekiem, nie miało nic wspólnego z wykonywanym zawodem. I przyznam szczerze, że to wyznanie pani E. Sulik mnie zdumiało, może właśnie dlatego, że jest psychiatrą.

  W końcu nie kto inny jak właśnie psychiatra powinien mieć świadomość tego, że to nasze „ja”, czyli ta nasza dusza, ma wiele mrocznych zakamarków. Śmiem twierdzić, że mamy te mroczne zakamarki zapisane w genach, lub jak kto woli, wypijamy je z mlekiem matki. Człowiek nigdy nie był i nigdy nie będzie istotą doskonałą. W tym właśnie jest jego największy urok. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie życia wśród ludzi idealnych, zupełnie bez skazy, pięknych nie tylko na ciele ale szczególnie na duszy. Nie byłoby do czego dążyć, żadnej motywacji do doskonalenia się, stagnacja, która groziłaby samounicestwieniem. Kształtowanie swojej, już przecież idealnej osobowości, nie miałoby sensu. Nawet dla wierzących w tego Kogoś byłoby to tylko czekanie na przejście w inny wymiar, gdzie przecież nic by się nie zmieniło. Przynajmniej w obszarze własnego „ja”.

  Jeśli coś nas ciągnie do bliskości z innym człowiekiem, to jest tym przede wszystkim tajemnica jego osobowości, próba skonfrontowania własnych zalet i ułomności z zaletami i ułomnościami drugiej istoty i to na każdym poziomie wzajemnych stosunków – rodzina, znajomi, przyjaciele, kochankowie. Próbujemy poznać i zrozumieć, mając świadomość, że tak naprawdę nigdy celu nie osiągniemy. Podziwiamy zalety i usiłujemy zrozumieć, zaakceptować wady. Z różnym skutkiem, ale to jest w tym właśnie najbardziej fascynujące.

  Jak to się ma w stosunku do tego Kogoś? Tego, na Kogo swe zainteresowania skierowała pani E. Sulik? Są tylko dwie możliwości. Pełna akceptacja, bo przecież ten Ktoś ma być absolutnie doskonałym, choć z definicji niemożliwym do poznania. Tym samym wykluczamy a priori jeden z elementów człowieczego działania – prób poznawania i zrozumienia. Nasze poznanie kończy się na tym, co zapisane w świętych księgach, znane nawet tylko wyrywkowo, nauce kilku, kilkunastu modlitw i przestrzeganiu nakazów i zakazów, które nie zawsze musimy rozumieć. Druga możliwość to próba poznania i zrozumienia, która musi się zakończyć klęską. Nie zrozumiemy dlaczego Jego dzieło jest tak dalece niedoskonałe, pełne cierpienia i zła, które wcale nie muszą wynikać z grzechu pierworodnego. Ten świat był niedoskonały, pełny cierpienia i zła na długo zanim na nim pojawił się człowiek. Innymi słowy, można się jeszcze bardziej rozczarować niż postępkami drugiego człowieka, po którym możemy się niedoskonałości spodziewać.

  Pani E. Sulik stwierdza, że człowiek, który próbuje stać się istotą doskonałą, prędzej czy później musi doznać porażki, która prowadzi do nihilizmu. Ja w zasadzie się z tym zgodzę, pod warunkiem, że ktoś nie pojmuje, że doskonałości w wydaniu człowieczym po prostu nie ma. Dążenie do doskonałości nie musi oznaczać, że powinniśmy ją osiągnąć. Nikt nas zresztą do tego nie zmusza. I nie rozumiem, jak psychiatra może uważać, że tę doskonałość trzeba w końcu zdobyć?

  Dość istotnym w kontaktach między ludźmi jest dialog, bez którego nie moglibyśmy mówić o żadnej społeczności. Ba, dialog ma wręcz tę kapitalną zaletę, że pozwala nam się oderwać od własnego „ja” i po części koncentrować się na innej osobie, pozwala odnieść nasze wartości do wartości uznawanych przez innych. Pani E. Sulik też to dostrzega. Tymczasem modlitwa, którą nie sposób nazwać dialogiem, jest wręcz czyś odwrotnym. Zmusza nas na koncentracji na sobie. Ten Ktoś jest w niej właściwie bez znaczenia, nie odpowie nam ani słowem, ani tym bardziej żadnym gestem, który w dialogu też ma swoje znaczenie. Ten Ktoś jest tylko naszą projekcją, odbiciem naszego własnego, wyidealizowanego „ja”, co jeszcze bardziej potęguje kierowanie się na siebie. To w skrajnych wypadkach może, co najwyżej, skutkować mistycyzmem. I tu na myśl przychodzi mi postać Justyny Kowalskiej, która w tym zwróceniu się na siebie osiąga szczyt absurdu, czego dowodem są jej „Dzienniczki”. Moja bohaterka, pani E. Sulik dowodzi, że poprzez modlitwę można stawiać pytania Bogu (tu się zgadzam) i ona wie, że Bóg jej może odpowiedzieć, co dla odmiany wprawia mnie niemal w osłupienie. Czyżby posiadła telepatyczne zdolności, czy też mistycyzm jest również jej udziałem?

  Jeszcze raz podkreślam, jeśli uznajemy, że modlitwa jest rodzajem dialogu, to ten dialog jest projekcją tylko naszych myśli. Jeśli człowiek ma w miarę przyzwoitą wyobraźnię, może rozmawiać z każdym nieobecnym, ba, nawet ze zwierzętami i przedmiotami. O tym psychiatra powinien wiedzieć i wie. W pewnych, skrajnych przypadkach, taki dialog z innymi postaciami, zwierzętami i przedmiotami, jednoznacznie określa się jako jednostkę chorobową...

* - http://www.katolik.pl/o-zyciu-czlowieka-i-psychologii-komunikacji,25233,416,cz.html


15 komentarzy:

  1. Nie poszłam za linkiem, zamieszczonym pod tekstem.
    Nie będę tego czytać, napiszę od siebie... po swojemu.
    Psychiatra pracuje na takim poziomie emocji, że gdyby nie wierzył w Boga,
    wcześniej czy później podzieliłby los swoich pacjentów - tak uważam.
    Psychiatra też wie, że trudne wychodzenie (przykładowo) z uzależnień od alkoholu,
    narkotyków... jest znacznie łatwiejsze, kiedy pacjent "odnajdzie drogę do Boga".

    Inną sprawą jest sposób "dowodzenie" swojej wiary, jej trwałości i fundamentu. Ludzie, którzy nie wynoszą wiary z domu rodzinnego, mogą nigdy tego uczucia nie doświadczyć, a ci, którzy wynoszą mogą ją z jakichś powodów stracić. Na łożu śmierci zdarza się dużo nawróceń, co oznacza, że w każdym człowieku jakaś iskierka tli się, po czym wybucha jaskrawym płomieniem. Nie mówię tu o spektakularnych nawiedzeniach, ale o zdarzeniach przebiegających w ciszy - chociażby szpitalnej.
    Dobrego wieczoru!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak dobrze znasz psychiatrów. Rzecz w tym, że oni w żadnym wypadku nie powinni się kierować emocjami, i to jest generalna, podstawowa zasada ich profesji. Emocjami kierują się chorzy. Do tego, by leczyć chorych psychicznie, wcale nie jest potrzebna wiara w Boga, jeśli już, to rzetelna wiedza na temat ludzkiej psychiki. Nie neguję faktu, że z uzależnień można się wyleczyć również poprzez szukanie drogi do Boga, ale choćby nie wiem jak zaklinać rzeczywistość, nie jest to jedyna droga i nie zawsze skuteczna. Bo wśród narkomanów i alkoholików nie brak wierzących, ba, jest to bezsprzecznie największa grupa uzależnionych.
      Faktem jest również, że na łożu śmierci, cześć ateistów się nawraca. Mnie to specjalnie nie dziwi, bo znam mnóstwo przypadków, kiedy śmiertelni chorzy na raka lub inne choroby, chętnie korzystają z pomocy znachorów, bioenergoterapeutów, czyli krótko mówiąc, są gotowi zaprzedać duszę diabłu, byle tylko przedłużyć żywot tu na ziemi. A przecież podobno po „drugiej stronie” ma ich czekać wieczna szczęśliwość.
      Pozdrawiam wieczorową porą :)

      Usuń
    2. Asmodeuszu_ to jest jakieś totalne nieporozumienie. Dlaczego zniknął mój wpis? Tyle się nad nim napracowałam i miałabym go usunąć? Jak? Nawet nie potrafiłabym tego zrobić. Byłam przekonana, że zabanowałeś moje komentarze na swoim blogu i dlatego zniknął po ukazaniu się. Skoro ja tego nie uczyniłam i Ty tego nie uczyniłeś, to jakim cudem mego komentarza nie ma, skoro był gdyż podobno zdążyłeś go przeczytać? Przysięgam > nie mam możliwości i nie potrafię usuwać już opublikowanych komentarzy na Twoim blogu. Mógłbyś mi to zarzucić gdyby to było na moim blogu. Nie, ja tego nie przeżyję, aby mnie podejrzewać o takie niecne zachowanie w lubieniu Ciebie :) Wprawdzie jestem kobietą, ale aż tak szybko zdania nie zmieniam. Zatem co mogło się stać z moim komentarzem? może Ty mi wyjaśnisz??? ciekawa jestem czy ten wpis się ostanie? czy też zniknie?

      Usuń
  2. Aisab
    Nie wiem jak to się stało? Usunąć komentarz mogę tylko ja i autor komentarza tylko w czasie edycji strony, kiedy komentarz wstawił (pod komentarzem pojawia się przycisku usuń. Ponieważ ja go nie usunąłem, być może Ty zupełnie przypadkowo nacisnęłaś ten przyciski? To bez znaczenia, bo sam komentarz pojawia się i tak na mojej poczcie, stąd wiem, że był i znam jego treść.
    Nie jestem w stanie go przywrócić, choć mogę go wstawić, ale musiałbym go firmować innym podpisem lub zaznaczyć na wstępie, że to Twój zaginiony :) Decyzja należy do Ciebie.
    Zazwyczaj przy obszerniejszych komentarza, piszę je najpierw w Wordzie, dlatego moje nigdy nie giną :)
    Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Komentarz Aisab, który zniknął w tajemniczych okolicznościach:
    "Każdy z nas przeżywa jakieś rozczarowanie. W Twoim odczuciu: "w moim odczuciu dusza to nasze własne „ja”.
    Zaś na spotkaniu-sympozjum naukowców obecny tam Ojciec Pio widząc jak usilnie zabiegają o swoja rację zapytał ;
    -wszyscy jesteście bardzo mądrzy, uczeni i każdy z was chce mieć rację ale czy wiecie jak brzmi imię diabła?
    Naukowcy jeden przed drugim wyrywali się do odpowiedzi chcąc wykazać się swą mądrością, lecz Ojciec Pio tylko przecząco kiwał głową. W końcu gdy się poddali Ojciec powiedział; "imię diabła brzmi; ja...ja...ja..." To nasze "ja" czyli to nasze "ego" czyni nas najmądrzejszymi, najpiękniejszymi, najzdolniejszymi; naj...naj...naj..." które tylko podsyca naszą pychę. Jak kto się modli, to jest jego indywidualna sprawa i nie włazi się z butami w intymny świat jego wierzeń. Choćby Tobie wydawało się to chorobą psychiczną [jednostką chorobową] lub urojeniem lub nawiedzeniem, to zawsze będzie to tylko WYDAWANIEM SIĘ, gdyż nie wejdziesz [ani Ty ani psychiatra] w drugiego człowieka i nie odczytasz jego myśli, jego doznań i jego myśli. Taki "cudzy" dialog jest poza Twoim zasięgiem poznawczym. Tak z kolei > mnie się wydaje. A chyba Cię lubię skoro z Tobą dyskutuję, na bądź co bądź trudne tematy :)
    pozdrawiam wieczorową porą :)"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OK! dzięki. A teraz sprawdzam, czy wyświetli mi się tutaj komenda "usuń" po opublikowaniu tego komentarza;
      pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Wg o. Pio można by wysnuć wniosek, że człowiek jest tworem diabła. Bez tego „ja”, bez ego bylibyśmy tym samym, co zwierzęta, o ile zdołalibyśmy przetrwać w tym świecie. Więc komu bardziej mam wierzyć: o. Pio czy doktrynie chrześcijańskiej, która twierdzi, że człowiek (wraz z ego) jest dziełem Boga?
      Ja nigdzie nie napisałem, że modlitwa jest chorobą psychiczną. Stwierdziłem, że wyolbrzymianie jej roli (dosłownie: „w skrajnych przypadkach”), do takiej choroby może doprowadzić. Mnie nie interesuje to, kto i jak się modli, a już tym bardziej nie mam zamiaru nikomu modlitwy zabraniać. Tylko niech nikt mi nie próbuje wmówić, że to jest dialog, chyba, że mówimy o dialogu ze samym sobą.
      Pozdrawiam pięknie :)

      Usuń
  4. No i komendy "usuń" nie ma :( tylko informacja że "Twój komentarz został opublikowany"; a to dziwne rzeczy dzieją się na tych blogach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno mi orzekać. Na wielu blogach taki przycisk widzę.

      Usuń
  5. ... a skąd wie, że odpowie jej bóg? a może to szatan?

    he he
    z jednej strony bawią mnie tacy nawiedzeni ludzie a z drugiej przerażają, ponieważ starają się narzucać innym swoje poglądy, jako te jedynie słuszne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wiem, czy mnie to bawi, czy przeraża, ja po prostu w żaden dialog w czasie modlitwy nie wierzę :)

      Usuń
  6. ... a pod moim komentarzem opcja "usuń" widnieje i ma się całkiem dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. "Człowiek nigdy nie był i nigdy nie będzie istotą doskonałą. W tym właśnie jest jego największy urok."

    Dziękuję Ci za ten wpis, bo bardzo dał mi do myślenia, nigdy nie patrzyłam na to w ten sposób, że właśnie w tej naszej niedoskonałości i różnicach między nami, może być urok.

    OdpowiedzUsuń