poniedziałek, 18 stycznia 2016

Chrześcijańskie korzenie



  Do napisania tej notki skłoniło mnie przemówienie ministra kultury, prof. Piotra Glińskiego, podczas inauguracji Europejskiej Stolicy Kultury i treści szeregu artykułów z tym związanych. Rzecz w tym, że w swoim wystąpieniu, celowo pominę nieszczęsną wypowiedź o polskiej demokracji, dało się wyczuć marzenie profesora o powrocie do chrześcijańskiej Europy, chyba z czasów średniowiecza. Ściślej, jemu się marzy rechrystianizacja.

  Nie tylko jemu, bo często słyszy się głosy o powrocie do chrześcijańskich korzeni, bo te są podobno najtrwalsze i najbogatsze. Bez chrześcijaństwa nie byłoby postępu, nie byłoby rozkwitu kultury, ba, wciąż tkwilibyśmy w mrokach pogaństwa i jego zabobonów. Bez niego nie byłoby tak rozwiniętej filozofii o moralności i etyce nie wspominając. Bez chrześcijaństwa nie byłoby uniwersytetów i powszechnej edukacji. Tu nadmienię, że w mojej ocenie, jest w tym coś racji, choć są to opinie konia z klapkami na oczach, ciągnącego na nowoczesnej autostradzie furmankę ze stertą siana.

  Jeśli już odnosimy się do chrześcijaństwa i jego roli w kształtowaniu się Europy i świata, „powinno być to odniesienie pełne i wielowymiarowe.”1 Bo ta Europa kształtowała się nie tylko dzięki chrześcijaństwu, ale w znaczniej mierze w opozycji do niego. Jej, Europy, największy rozkwit kulturalny, naukowy i filozoficzny rozwijał się na tle konfliktów między religiami i konfliktów z religią. I nie można zapomnieć o jeszcze jednym, jakże ważnym aspekcie. Renesans to odniesienie do starożytności, i czy tego chcemy czy nie, nie wolno nam zapominać o zdobyczach kulturalnych tego okresu, o wpływach starożytności na naszą świadomość, a które tak długo i dość skutecznie chrześcijaństwo chciało zepchnąć w niebyt, choć częścią zasług tego okresu świadomie zawładnęło.

  W wielowymiarowym odniesieniu do chrześcijaństwa nie wolno nam zapomnieć o sposobach, jakimi ta religia się posługiwała, „krzewiąc” swoje idee. Najczęstszymi były nie zawsze czyste knowania polityczne i wojny. Ekspansja wiary poprzez miecz i morze krwi. Do tego rodzące się niemal każdego wieku herezje i schizmy. Jeśli mi wolno odwołać się do chrześcijan, to zapytam przekornie, gdzie w tym wszystkim były prawdziwe nauki Chrystusa? Jeśli jest gdzieś tam w mitycznym Niebie, pewnie rwie sobie w beznadziejnej rozpaczy włosy, z powodu tego, do czego ta Jego mesjańskość doprowadziła. I nie ma tu żadnego znaczenia, że laicyzm, w odstąpieniu od „prawd wiary” popełniał podobne błędy. Jest wręcz gorzej, bo laicyzm uczy się na własnych błędach, chrześcijaństwu przychodzi to znacznie trudniej.

  W moim odczuciu, odwoływanie się do wartości chrześcijańskich to nic innego jak nawoływanie do ksenofobi, braku tolerancji, dyskwalifikacji wartości jednostek (osobowości człowieka) i sprzeciw wobec humanizmowi. Laicyzacja, choć nie wolna od błędów, gdyż trudno, aby ich nie było, jest jedyną drogą do rozkwitu człowieczeństwa, rozwoju kultury i nauki. Ona chroni nas przed niebezpiecznymi meandrami schizm i waśni religijnych, które hamują skutecznie wszelki postęp. Jeśli już ktoś musi opierać swoje życie na wierze, bo inaczej nie znajduje sensu życia, niech wierzy. Tylko, że posłużę się zawołaniem wierzących, na Boga!, niech to się dzieje w sferze stricte prywatnej, bez konieczności narzucania tego sensu innym i to zarówno w odniesieniu do moralności jak i prawa. Jeśli tak chętnie odwołujemy się do „wolnej woli”, pojęcia, którego w żaden sposób uzasadnić się nie da, niechże to odwołanie będzie konsekwentne. Masz „wolną wolę” daj ją mieć innym.

  Laicyzacji zarzuca się dziś przede wszystkim pustoszenie kościołów, określa się ja mianem cywilizacji śmierci. Zacznę od owej śmierci. Jeszcze długo po II wojnie światowej Watykan sprzyjał największym zbrodniarzom wojennym, organizując im kanały przerzutów z Europy w te części świata, gdzie nie groziła im odpowiedzialność za swoje zbrodnie. Jeszcze pod koniec XX wieku wiara stała się przyczyną wojen np. w Jugosławii czy rzezi tysiąca niewinnych ludzi w Afryce (patrz wydarzenia w Rwandzie). Wprawdzie nie chrześcijanizm, ale islam, religia tego samego Boga, grozi dziś aktami krwawego terroru. Za puste kościoły w Zachodniej Europie nie jest odpowiedzialny laicyzm, ale amoralne postępki samych kapłanów (pedofilia i homoseksualizm).

  Ktoś może mi zarzucić tendencyjność ocen. Ja nie przeczę, ba, ją potwierdzam. Wynika ona z larum, jakie podnosi się w obronie wartości chrześcijańskich z kompletnym wyłączeniem tych aspektów, o których wspominam w notce.

Przypisy:
1 – cytat z http://antymatrix.blog.polityka.pl/2016/01/18/wroclaw-2016-spotkanie-kultur-czy-krucjata/?nocheck=1

8 komentarzy:

  1. Tak to już jest ,że każda religia ma swoje blaski i cienie.Z tym ,że cienia zawsze jakoś więcej.Wydaje mi się ,że obojętnie czy człek wierzący ,czy nie gen mordu w sobie ma.Z tym ,że wierzący się zawsze Bogiem podpiera.Nieraz im bardziej Bogu pokłony bije tym z większą zawziętością do drugiego człowieka się odnosi.Ale warto też w religiach te jasne strony dostrzegać.Nasze korzenie nie są tylko chrześcijańskie,są konglomeratem różnych cywilizacji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo trudno przychodzi mi dostrzegać te jasne strony którejkolwiek religii. Pod ostatnim zdaniem Twego komentarza podpisuję się obiema rękoma.

      Usuń
    2. Trzeba postarać się oddzielić okrutną nieraz ziemską rzeczywistość od kruchej duchowej iskierki.Ale to trzeba zostać indywidualnym wyznawcą własnej religii.To coś tak jak ja ;)

      Usuń
  2. "W moim odczuciu, odwoływanie się do wartości chrześcijańskich to nic innego jak nawoływanie do ksenofobi, braku tolerancji, dyskwalifikacji wartości jednostek (osobowości człowieka) i sprzeciw wobec humanizmowi."Pozwoliłam sobie Ciebie Asmodeuszu zacytować i wybacz słowa, ale śmiem się z Tobą nie zgodzić... Popełniasz zasadniczy błąd, wkładając wszystkich chrześcijan do jednego worka... To takie typowe dla ateistycznego myślenia... A może po prostu patrzysz na wierzących przez pryzmat Kościoła Katolickiego, który faktycznie ani w przeszłości, ani obecnie nie odwołuje się do wzorców prawdziwego chrześcijaństwa. Niektórzy bardzo się pogubili, podążając za swoimi nauczycielami w wierze...Jaki jest finał tego zwiedzenia? Hmm... O tym mamy możliwość przekonywać się ostatnio nazbyt często... Nie wiem Asmodeuszu, jak daleko sięga Twoja wiedza na temat biblijnego chrześcijaństwa, jednak myślę, że powinieneś doczytać... Nie uogólniaj, bardzo Cię proszę i nie wrzucaj mnie do jednego worka z czymś, z czym nie mam zamiaru się utożsamiać. Ja prawdziwie podążam za Jezusem, a on głosił miłość, bo kto kocha, ten nie zabija, nie oszukuje, nie odwraca się drugiego człowieka z pogardą, nie wyszydza, nie zawłaszcza, nie wyzyskuje, nie ogłupia, nie wpaja braku tolerancji...
    I proszę Cię, nie pisz o Islamie jako o religii tego samego Boga, bo źródło zapewne jest to samo, ale jakże zniekształcone przez szurniętego Mahometa…
    Pozdrowienia ślę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze mną można się nie zgadzać, więc o pozwolenie nie musisz pytać :) Ale wracając do sedna, ja pisząc o chrześcijańskich korzeniach odnoszę się do tych, którzy tak chętnie tym sloganem się posługują (patrz na wstęp notki). Jeśli nie utożsamiasz się z tym nurtem, nie powinnaś czuć się obrażona. Piszesz, że : „wsadzam wszystkich chrześcijan do jednego worka”, choć ja bym to ograniczył do religii, co nie zmienia faktu, że z tym wsadzaniem do jednego worka, jest coś na rzeczy. Jeśli więc mogę, zapytam, która to religia chrześcijańska tak zasadniczo różni się od pozostałych, że nie zasługuje na miano epitetów, które wymieniłem, a Ciebie oburzają?
      A co do mojej znajomości biblijnego chrześcijaństwa, już chyba Tobie pisałem, że był czas, kiedy wiele uwagi temu zagadnieniu poświęciłem, bo mój ateizm był wtedy płytki, co mi moi adwersarze słusznie zarzucali. Dziś śmiem twierdzić, że szkoda, iż choć połowa wierzących nie poznała tak dobrze Pisma Świętego i historii chrześcijaństwa jak ja. Dziś z oczywistych względów już Tego nie „studiuję”, bo dla mnie to daremna strata czasu, ale gdy trzeba, wiem gdzie czego szukać i jak zinterpretować.
      Mam nie pisać o islamie jako religii tego samego Boga? Żądasz rzeczy niemożliwej. Bo jeśli popatrzeć na chrześcijaństwo z punku widzenia braci starotestamentowych, kim jest dla nich Chrystus, jeśli nie tym samym, co szurnięty Mahomet? Jeśli chcesz, abym w ocenie religii ogólnie był obiektywny, nie każ mi zawężać spojrzenie tylko do Twojej perspektywy. Ja szanuję Twój wybór, ale on nie jest moim wyborem.
      Pozdrawiam pięknie :)

      Usuń
    2. Ok Asmodeuszu... nie było tematu... pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Od jakiegoś czasu czytam Twojego bloga, chociaż nie komentuję. W bardzo wielu kwestiach zgadzam się z Tobą, chociaż nie do końca. Piszesz, że jesteś ateistą, ja z kolei jestem chrześcijanką i muszę przyznać, że bliżej mi do Twoich poglądów, niż teorii głoszonych przez Kościół Katolicki. Na swoim blogu od czasu do czasu umieszczam posty z gatunku teologicznych, które nie zawsze odbierane są pozytywnie. A wiesz dlaczego? Dlatego, że nie interesuje mnie tradycja kościoła i głoszone przez niego dogmaty. Interesuje mnie tylko i wyłącznie sola scriptura - nic ponad to. W ostatnim moim poście zostałam zbesztana za to, że nie uznaję innych pośredników oprócz Jezusa i krytykuję Kościół Katolicki za to, że zmienia i wypacza Boże zasady i przykazania. No ale jak ten kościół ma być dla mnie autorytetem, skoro pod przykrywką wartości chrześcijańskich w całej swojej historii dokonał i nadal dokonuje tyle zła?
    Jeszcze chcę Ci powiedzieć jedno. Czytając Ciebie nie jestem do końca przekonana czy ateizm rzeczywiście wynika z Twojego wyboru, przekory czy też buntu przeciwko komuś lub czemuś.
    Nie chcę wnikać w Twoje życie osobiste, ale odnoszę wrażenie, że gdzieś w środku nosisz w sobie iskierkę Bożą, która kiedyś rozbłyśnie wielkim płomieniem. Masz dużą wiedzę i zapał.
    Pamiętasz co te dwa pierwiastki uczyniły w przypadku św. Pawła, kiedy był jeszcze Szawłem?:)
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że mnie czytasz :)
      Przyznaję, jestem zdeklarowanym ateistą, ale mam szacunek do ludzi wierzących. Mnie po prostu nie przeszkadza to, że ktoś wierzy, pod jednym wszak warunkiem: szacunek musi być odwzajemniany. Mój ateizm wynika z osobistego wyboru, katolikiem byłem bez mała czterdzieści lat, by w końcu stwierdzić, że wiary nie da się pogodzić z moim postrzeganiem świata, podpartym bogatą literaturą, nie tylko ateistyczną. Dawałem wierze szanse, nie tyle w personalnych „pyskówkach” i nie z powodu antyklerykalizmu – nic z tego nie wyszło. Zajrzę na Twój blog, być może będę komentował, ale musisz się liczyć z tym, że będę miał zdanie odrębne, ba, może czasami będę prowokował. Jednocześnie zapewniam, że nie będę ubliżał, ale jeśli uznasz, że nie powinienem, wystarczy napisać. Ja się o to nigdy nie pogniewam :) Nikomu też nie zabraniam nie zgadzać się ze mną.
      Łączę pozdrowienia

      Usuń