czwartek, 7 stycznia 2016

Sen koszmarny...



  Miłościwie nam panujący (liczba mnoga) dobrze wiedzą, co ma mnie uszczęśliwić. Ba, rzekłbym, wiedzą nawet lepiej ode mnie samego. Tymi najważniejszymi dobrami są oczywiście Bóg, Ojczyzna i absolutne wyzbycie się wszystkiego, co wiąże się z szeroko pojętą demokracją. Ta kolejność nie jest przypadkowa. Wyjaśnię po kolei.

  Bóg jest najważniejszy, nawet dla mnie, dziś z krwi i kości ateisty. Bo ja mam prawo w Niego nie wierzyć, gdyż to On dał mi wolną wolę, która pozwala mi na tę niewiarę. Mogę sobie myśleć, co chcę, ale bez Jego szczodrobliwości nie miałbym takiej okazji, jak negować Jego istnienie. Przebiegłe to i wręcz nie do podważenia. I niesie ze sobą dość poważne konsekwencje. Bo mogę sobie nie wierzyć, ale do praw przez Niego ustanowionych muszę się stosować. Nie mam wyjścia, gdyż miłościwie nam panujący będą ustanawiać prawo na wzór prawa bożego, dla niepoznaki nazwane prawem naturalnym. Dziś mi jeszcze nie za bardzo dokucza. Muszę świętować dni świąteczne z okazji…, i tu długa lista świąt kościelnych. Muszę też się pilnować, aby nie obrazić tzw. uczuć religijnych tych głęboko czy wręcz ortodoksyjnie wierzących, choć nikt mi jeszcze nie potrafił dostatecznie wyjaśnić, co to są te uczucia religijne. Weźmy taki krzyż, narzędzie ludzkiej hańby, na którym poniosło śmierć kilku chrześcijańskich świętych, ale przede wszystkim całe tabuny wrogów, złoczyńców, zbrodniarzy i zdrajców. Wstyd mi za ludzi, którzy tego rodzaju męczarnie wymyślili i je z rozkoszą sadysty stosowali. A jednak z powodu jednej, jedynej śmierci, dziś nie wolno mi się tego narzędzia hańby wstydzić, ja powinienem je czcić. Albo weźmy inny przykład. Przypuśćmy, że powiem komuś, że jego wiara w niematerialny byt jest przejawem głupoty (nie powiem, bo się boję). Co bardziej krewki wierzący poda mnie do sądu o obrazę uczuć religijnych i... wygra, choć pewnie kara będzie symboliczna. Przynajmniej na razie. Ale, jeśli ktoś powie, że ja jestem głupim ateistą, mogę, co najwyżej, szukać sprawiedliwości w Helsińskiej Komisji Praw Człowieka, gdzie i tak mojej skargi nie rozpatrzą ze względu na niską szkodliwość społeczną. No bo przecież ja nie mam uczuć religijnych, w końcu ateizm nie jest religią. I słusznie.

  Ojczyzna też musi być dla mnie świętością. Choć konia z rzędem temu, kto mi to pojęcie precyzyjnie wyjaśni. Wyróżnia się dwa znaczenia tego pojęcia: ojczyzna prywatna i ideologiczna. Ta prywatna jest stosunkowo dość precyzyjnie określona. Wiąże się z miejscem urodzenia i zamieszkania. A jednak tu mam kłopot. Bo to dość przypadkowe miejsca. Mój ojciec pół wojny światowej i jeszcze dwa lata więcej spędził na obczyźnie i nawet zakochał się w pewnej Szkotce. Ładna była, widziałem fotkę. Gdyby wtedy mnie spłodził, byłbym dziś obywatelem Wielkiej Brytanii (czasem żałuję, że tak się nie stało). Ale to nie koniec problemu. Gdyby moi rodzice byli Żydami, to obojętnie gdzie bym się urodził, nawet w Polsce, to czy mógłbym uważać, że moją ojczyzną jest Izrael? Gorzej mieli Żydzi wypędzeni z Polski za czasów PRL-u. Kilkanaście, nawet kilkadziesiąt lat ojczyzną była im Polska i nie z własnej winy musieli to przekonanie zmienić. Jeszcze bardziej zagmatwana jest sprawa ojczyzny ideologicznej. To w jakimś sensie ojczyzna narodowa, bo identyfikuje się z danym narodem. Właśnie w tym problem, bo co mają powiedzieć o tej ojczyźnie zamieszkujący to terytorium i mający inne pochodzenie narodowościowe? Na ten przykład ja. Jestem z dziada pradziada Ślązakiem i choć uważam się za Polaka, kiedyś jeden z obecnie nam miłościwie panujących określił mnie jako „zakamuflowaną opcję niemiecką”, choć dziś znam może kilkanaście słów w tym języku i wcale mi się ten język nie podoba. Krótkie, bawarskie galotki z szelkami a’la Hitlerjugend też nie. Ba, znam doskonale gwarę śląska, ale posługuję się nią tylko okazjonalnie, choć się jej nie wstydzę. Zresztą, co to w ogóle znaczy ojczyzna ideologiczna? Czyżby Polacy, tęskniący za PRL-em, już dziś Polakami nie byli? To całkiem możliwe, bo dziś, ci sami miłościwie nam panujący uważają, że z kolei ci, którzy z PRL-em walczyli, a ulegli urokowi okrągłego stołu, nie do końca są prawdziwymi Polakami. Bliżej im do zdrajców ojczyzny.

  Najgorzej jest jednak z tą demokracją. Mnie się wydawało całe życie, że choć to nie jest idealny system rządów i tak jest najlepszy ze wszystkich, które do tej pory wymyślono. O naiwności! Dziś, miłościwie nam panujący udowadniają mi, że dużo lepsze jest jednowładztwo i nieważne czy partyjne, czy też personalne, dotyczące jednego oświeconego człowieka. Historia uczy, że w tym systemie sprawdzają się najlepiej ludzie niskiego wzrostu, który to wzrost rekompensuje wielkość ducha swoiście rozumianego patriotyzmu. Weźmy takich jak Napoleon, Stalin, Hitler i nasz... Nie wymienię z nazwiska, bo znów się boję. Tak więc ta stricte rozumiana demokracja to jest samo zło. Masz swoje zdanie, zostaw je dla siebie i jak najszybciej zapomnij. Ci, miłościwie nam panujący, zadbają za mnie, co ma mi się podobać np. w telewizji, co powinienem czytać, od książek poprzez prasę w Internecie skończywszy. Oni lepiej wiedzą, jakie filmy mają mi się podobać, jakie sztuki teatralne powinienem oglądać. Oni wiedzą, że marsze w obronie demokracji to szatański wymysł, zdecydowanie bardziej korzystnym dla mnie jest uczestnictwo w orszaku trzech króli, których wprawdzie nigdy nie było, ale którzy wskazują mi drogę do szczęścia. Procesje Bożego Ciała też więcej wniosą w moją osobowość niż pragnienie wolności światopoglądowej. A najlepiej, gdybym w ogóle zapomniał o rozwoju intelektualnym. Po co mi to, jeśli będę cierpiał z powodu rodzących się pytań, na które nikt mi nie odpowie? Czyż nie lepiej ograniczyć się do coniedzielnych kazań w przytulnym kościółku, gdzie ksiądz kaznodzieja wskaże mi drogę do wiecznego zbawienia? I tu mam problem na miarę orzechu do zgryzienia. Po co mi to zbawienie miłościwie nam panujących, skoro czeka mnie podobno to wieczne? Wiem, wiem, mnie nie czeka zabawienie, mnie czeka wieczne potępienie..., już tu na ziemi.

  

17 komentarzy:

  1. Ogromnie mnie śmieszy i złości, gdy ktoś tak ogromnie się troszczy o moją przyszłość po śmierci - to moje zmartwienie i tylko moje. Ogromnie się troszczą o nasze zbawienie, ale zupełnie nie obchodzi ich nasza doczesność. Analogicznie jest z ochroną życia poczętego- chrońmy zygotę, a gdy już będzie człowiekiem to przestanie być obiektem troski.
    Gdyby istniał u nas prawdziwy rozdział kościoła i państwa, nie byłoby żadnych spraw o obrazę uczuć religijnych.Wiara i religia powinny być intymną, osobistą stroną życia i wtedy nie byłoby problemów.
    Co do demokracji - teoretycznie najlepszy sposób rządów, ale mało skuteczny.
    Czasem światły absolutyzm daje znacznie lepsze efekty, vide Singapur. Teoretycznie republika demokratyczne- praktycznie bardzo światły zamordyzm.
    Miłość ojczyzny - u nas to głównie śpiewanie hymnu, wymachiwanie szabelką, dęte teksty o miłości do ojczyzny. Ale nikt nie uczy dzieci, że to tylko fasada, a podstawą jest praca na rzecz dobra innych, przestrzeganie ustalonych praw, płacenie podatków, poszanowanie i troska o wspólną własność. No ale to wszystko to takie nic, prawda?
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaskoczyłaś mnie tym Singapurem, aż musiałem sobie co nieco poczytać. I powiem szczerze, jestem zawiedziony :) Jako człowiek wolny nie tylko z racji poglądów i przekonań, nie ścierpiałbym tak drakońskich kar, jakie stosuje to miasto-państwo wobec swoich obywateli a nawet przyjezdnych. Kara śmierci, czy kara chłosty (sic!) za byle jakie przestępstwo, by utrzymać społeczeństwo w przekonaniu, że jest szczęśliwe?! To ponad moje zrozumienie – bardziej przypomina mi terror religijny, który też opiera się na „światłym absolutyzmie”.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Byłam, widziałam na własne oczy i mogłabym w tym systemie zyć.Musisz pamiętać, że tam jest sporo Malajów, a oni zbyt karni nie są i marnie sie cywilizują. Gdyby nie drakońskie kary za śmiecenie, żucie gumy i plucie nią gdzie popadnie, używanie narkotyków itp, palenie czego się chce i gdzie się chce, Singapur nadal byłby, jak kiedyś jednym "wielkim syfem i malarią". A tak, możesz spokojnie wyjść (niezależnie od płci) samotnie na spacer o drugiej w nocy i czujesz się bezpiecznie. Nie ma też żadnych problemów na tle religijnym, Boże Narodzenie też jest tam obchodzone, równie uroczyście jak Chiński Nowy Rok i święta hinduistyczne.
      Mentalność ludzka ma to do siebie, że najbardziej do rozumu przemawiają właśnie drakońskie kary finansowe oraz fizyczne. Popatrz co u nas się dzieje- zabierają facetowi prawo jazdy, bo chlał i....facet nadal jezdzi po pijaku i bez prawa jazdy.A nim go zła[pia i skażą to może kilka lat spokojnie minąć a facet nadal chleje i jezdzi.
      Więc co lepsze???
      Miłego, ;)

      Usuń
  2. Asmodeuszu masz racje tylko ludzie zdolni są do potępienia w imię źle pojmowanego miłosierdzia.Tak się dziwnie składa,że ci którzy mienią się prawdziwymi chrześcijanami jakoś drogą Jezusa kroczyć nie chcą.Bo Jezus nie piętnował,nie stygmatyzował.Szedł w różne rejony,z różnymi ludźmi rozmawiał.Tylko może w tym fragmencie Mt 15,21-28 odszedł trochę na moment z drogi współczucia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mały, drobny sprzeciw :). Jezus też piętnował: kupców w jerozolimskiej świątyni gdzie nie przebierał w środkach i podobno wpadł w szał. Dziwne też było Jego zachowanie wobec własnej matki, kiedy zwracał się do niej per kobieto. O faryzeuszach nie wspomnę. Ale nawet te przypadki, wierzący przyjmują za objaw świętości. Ich prawo, problem w tym, że taką postawę narzucają wszystkim innym.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Co do kupców to ja Jezusa rozumiem,ale postępowania względem matki nie.Ale przecież wiadomo,że na wdzięczność u dzieci nie ma co liczyć.
      A tak poza tym Jezus był na pewno człowiekiem (czy Bogiem,każdy sam rozsądzi)-a jak wiadomo ,każdy jakieś wady posiada.

      Usuń
    3. @Asmodeusz
      "Mały, drobny sprzeciw :). Jezus też piętnował: kupców w jerozolimskiej świątyni gdzie nie przebierał w środkach i podobno wpadł w szał. Dziwne też było Jego zachowanie wobec własnej matki, kiedy zwracał się do niej per kobieto. O faryzeuszach nie wspomnę. Ale nawet te przypadki, wierzący przyjmują za objaw świętości. Ich prawo, problem w tym, że taką postawę narzucają wszystkim innym".

      Masz rację, Jezus zwracał się do Marii "kobieto", ponieważ chciał pokazać, że wszystkich ludzi w wierze traktuje jednakowo. O to tu chodzi... Ani Maria, ani Papież, ani wszyscy święci zebrani do "kupy" nie znaczą dla niego więcej niż ktokolwiek. To Jezus jest postacią centralną, a nie te wszystkie św. bałwany, którym tak chętnie i bezrefleksyjnie oddawany jest hołd...
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    4. "Bo mogę sobie nie wierzyć, ale do praw przez Niego ustanowionych muszę się stosować. Nie mam wyjścia, gdyż miłościwie nam panujący będą ustanawiać prawo na wzór prawa bożego, dla niepoznaki nazwane prawem naturalnym. Dziś mi jeszcze nie za bardzo dokucza. Muszę świętować dni świąteczne z okazji…, i tu długa lista świąt kościelnych."
      "Będą ustanawiać prawo na wzór prawa Bożego" - Nooooo i tu najzabawniejsze jest to, że niewiele dostrzegam w postępowaniu rządzących tego prawa Bożego. Owe prawo zupełnie nie zawiera się w tym, o czym wyznawcy KK trąbią na prawo i lewo... Ja tu widzę jedynie obłudę, fałsz i galopujacą hipokryzję... Boga w tym wszystkim już dawo nie ma. Został zmieciony przez papieskie synody. Boskie prawa zastąpiono ludzkimi...a wiernym wtłoczono do głów jedynie słuszny, zmanipulowany przekaz biblijny... Ach gdyby jeszcze owieczki zechciały najzwyczajniej w świecie sprawdzić, co tak naprawdę mówi Słowo... Nie widzą takiej potrzeby, ponieważ ślepo ufają swoim pasterzom... A przecież wystarczy chociażby rozejrzeć się dokoła, spojrzeć jak żyją ich przewodnicy, jakim niewyobrażalnym bogactwem ( i to na pewno nie duchowym) ocieka Stolica Piotrowa z tabunami dobrze sobie żyjącego kleru... A jedyne co z siebie dają, to słowa, słowa, słowa... Aż chce się powiedzieć "Boże, Ty to widzisz i nie grzmisz"
      Forma stała się ważniejsza niż treść... Cała otoczka w postaci tradycji, rytuałów, form liturgicznych, kultów, przysłania tak naprawdę to, co dla chrześcijaństwa kluczowe - Jezusa i drugiego człowieka. Beznadziejne wypaczenie!
      I co może jeszcze rzec, ktoś taki jak ja? Bo przecież wierzę... ale jakże inna jest moja wiara... Z nieukrywanym smutkiem pozdrawiam

      Usuń
    5. @PaniBaggins
      Kaznodzieje dają nam za wzór świętą rodzinę i tego też już kompletnie nie rozumiem, bo w tym „kobieto” trudno doszukać się synowskiej miłości. Co najwyżej poczucie wyższości.

      Usuń
    6. @Olimpia
      Ja nie twierdzę, że „zagraża” nam Twoja religia, ja pisałem o tej konkretnej, katolickiej, i nie tyle religia, co jej kaznodzieje. To oni mają wpływ na rządzących i to do ich prawa stanowionego przyjdzie się nam zastosować.
      Piszesz, że Maria słusznie nie robi na nim wrażenia, a jednak, jak napisałem do PaniBaggins, nie ma w tym określeniu żadnej miłości, a przecież niejednokrotnie Pismo Święte pisze, że rodzina ma być najważniejsza. A jak rodzina to wzajemny szacunek i przede wszystkim miłość. Nikt nie wymaga wylewności, ale przez szacunek do matki, wypadałoby ją w jakiś sposób wyróżnić, bo czyżby Maria była tylko inkubatorem?

      Usuń
    7. Hmm... Tak sobie myślę, że Jezus, ani jednego słowa nie wypowiedział bez celu... Wiedział, że przyjdzie czas, gdy Kult Matki Boskiej przysłoni człowiekowi Jego postać... I przyszedł ten czas... Jezus - dzieciątko w "pampersie", a Ona - centralna postać KK, pośredniczka, orędowniczka, pocieszycielka, najwspanialsza królowa nieba i ziemi...

      Usuń
  3. No i nie wiem co napisać. Muszę chyba jeszcze raz przeczytać ten Twój koszmarny sen. Mnie znane jest takie hasło; "Bóg, Honor, Ojczyzna". W moim przekonaniu Bóg, jako Stwórca wszechświata - istnieje, czy Ty w Niego czy nie. Znów wedle mego przekonania - Bóg jest Miłością, czy Ty tej miłości potrzebujesz czy nie. Masz prawo nią wzgardzić, bo to Twoja wolna wola, ale jednocześnie nie masz prawa tej Miłości pozbawiać innych, którzy Jej pragną i potrzebują. To bardzo skomplikowana sprawa, gdyż Twoja [moja] wolność kończy się tam, gdzie widnieje granica cudzej wolności. Dwa zbiory A [wierzących] i B [niewierzących] mogą mieć część wspólną, której elementem będzie umiłowanie [dobro] Ojczyzny.
    Przeraziłam się wielością wariantów demokracji. Forma sprawowania władzy, w których źródło władzy stanowi wola większości obywateli (sprawują oni rządy bezpośrednio lub za pośrednictwem przedstawicieli). No i ta większość wybrała parlament.To nie moja wina, że akurat Ty trafiłeś do mniejszości i teraz w związku tym masz koszmary senne. Komorowski powiedział w ostatnim swoim wywiadzie, że demokracja ma to do siebie, że potrafi płatać różne figle. Znając Ciebie, ośmielam się stwierdzić, że Ty i tak nie pozwolisz sobie w kaszę dmuchać, ani narzucić sobie różnych decyzji podjętych przez obecna władzę [rząd], a mnie to ani nie przeraża ani nie cieszy, ponieważ podobnie jak Ty nie pozwolę sobie niczego narzucić. Do tv mam pilota; radio ma wyłącznik, książki kupuję za swoje więc też nikt mi nie narzuci co mam czytać. Dzieci w wieku szkolnym nie mam, więc nie będę wchodzić w kompetencje programowe. Niech rodzice o to się martwią i o to dbają, czego ich pociechy uczyć się mają. Nigdy na żadne demonstracje nie chodziłam, nawet za czasów PRL-u na marszach 1-wszo majowych mnie nie było chociaż w szkole wiele za to groziło. W procesjach radośnie uczestniczyłam jako dziecko, bo sypałam kwiatki. Od kiedy los rzucił mnie na te tereny "śląskie", gdzie obowiązywał niezrozumiały dla mnie podział rodzin na czas przemarszu, to odwykłam od procesji ku zadowoleniu reszty mojej rodziny. Nie rozumiem więc nad czym Ty biadolisz i czego się boisz? Natura Polaka-Rodaka jest taka, że do niczego się go nie zmusi. Góra może sobie myśleć, że wszystko mogą, a tak naprawdę to mogą nam jedynie naskoczyć, bo na pewno nie podskoczyć. Przecież;
    "Nic wiecznego na świecie:
    Radość się z troską plecie,
    A kiedy jedna weźmie moc nawiętszą,
    Wtenczas masz ujźrzeć odmianę naprędszą".[Kochanowski].
    pozdrawiam przepędzając koszmary senne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako autor notki mam prawo zastosować parafrazę, stąd zamiast honoru jest demokracja :)
      I czy tego chcesz, czy nie, usiłujesz mnie przekonać, że On jest, nie mając na to żadnych dowodów. Zresztą ja o te dowody nie proszę. Pozwól mi tylko zachować przekonanie, że Go nie ma, tak jak ja Tobie pozwalam wierzyć, że On jest. Otóż ja tej Jego miłości po prostu nie odczuwam i nie widzę. A skoro w moim odczuciu jej nie ma, nie mogą nią wzgardzać, co przyznaję, lekko mnie wzburzyło. Wzgardzić mógłbym czymś, co istnieje. Chyba rozumiesz ten niuans?
      Ja Cię nie obarczam winą za to, że znalazłem się w mniejszości. Dobitniej, ja wolę tej większości szanuję, przynajmniej do czasu kiedy ta większość nie narzuca mi siłą, a nawet łagodną, ale stałą i nachalną perswazją, swoich podobno jedynie prawych poglądów. Piszesz, że nie muszę włączać telewizora, nie muszę czytać książek, nie muszą włączać radia itd. Ano nie muszę, pytanie, czy z tego powodu mam się stać kompletnym ignorantem, a swoje potrzeby intelektualne załatwiać, nomen omen, w sraczyku oglądając papier toaletowy, bo przez swoje poglądy nie zasługuję na więcej?
      Pytasz nad czym biadolę? Ano nad tym, że obecna teraźniejszość zaczyna coraz bardziej przypominać tę z „Folwarku zwierzęcego” George’a Orwella, o czym piszę dziś na drugim blogu.
      Ale, aby nie było, masz rację w jednym; moja rogata dusza łatwo się nie podda, póki może :)
      Pozdrawiam pięknym, zimowym południem :)

      Usuń
    2. p.s. zapewniam, że mnie koszmary senne w depresję nie wpędzają :)

      Usuń
  4. Wiem ...wiem noc , ludzie śpią i nie czas to na odwiedziny . Ale ja jeszcze nie śpię :) więc przyszłam sobie poczytać . I tak między snem koszmarnym , a folwarkiem zwierzęcym myśli zanurzyłam , kolejny raz ... Folwark zwierzęcy to nawet dziś obejrzałam :) tak dla przypomnienia i powiem , że temat bardzo trafiony .Zostały mi jeszcze te sny koszmarne , a sama śpię :) to trochę mam pietra .Ale wyobraziłam sobie Świętoszka w tych bawarskich galotach z szelkami. I tak mnie wzięło , że zwijam się ze śmiechu :) Może tym śmiechem :) odstraszę senne koszmary ... Pozdrawiam pięknie późną nocą :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Pewnie mam przechlapane ?:) jak uraziłam tymi galotkami to najmocniej przepraszam . Może to wina pogody , albo tych panujących , że czasami i mnie głupawka łapie :) Miłego dnia życzę i pozdrawiam z mojego raju :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, takimi skojarzeniami mnie nie obrażasz, ważne, że choć na chwilę wywołałem Twój uśmiech :)
      Miłego wieczoru.

      Usuń