wtorek, 19 stycznia 2016

Ciemna strona mocy



  Na portal Fronda.pl trafiłem tak gdzieś przed trzema laty za sprawą pana Tomasza. P. Terlikowskiego. Ta kontrowersyjna postać, kreująca się (czy też kreowana przez innych, co nie stanowi żadnej różnicy) na przywódcę katolickiej ortodoksji w tym kraju, rywalizująca (z powodzeniem) o to miano już chyba tylko z o. Rydzykiem, wzbudziła moje zainteresowanie szeregiem, a jakże, kontrowersyjnych artykułów. Trudno było się na nią nie natknąć.

  Ten portal ma w podtytule dopisek: portal poświęcony (sic!) Nie bardzo to jednoznaczne, bo nie uściślono czy poświęcony przez biskupa, czy poświęcony jednemu kierunkowi – ortodoksji. Mój sławetny kolega Jasiu zwykł mawiać: „nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu”, widać jednak, autorzy publikujący na tym portalu, Jasia nie znali. A szkoda. W mojej opinii nic tak nie szkodzi chrześcijaństwu, a katolicyzmowi w szczególności, jak właśnie nadgorliwość, w tym wypadku nie bez powodu nazywana ortodoksją. Tendencyjność artykułów wręcz aż razi, a do tego tematyka rodem z średniowiecza, mająca wywołać strach czy wręcz przerażenie wśród niewiernych, bardziej nawet letnich katolików – a może przede wszystkim wśród nich. Nie ma tygodnia bez artykułu o apokalipsie, egzorcyzmach, cudach i charyzmatykach, wizjonerach, a wszystko w otoczce politykierstwa z pogranicza ciemnogrodu. Kilka ciekawszych tytułów z bieżącej strony: „Rządy PO i gender doprowadziły do zapaści.”, „Prof. Zenderowski: Petru to idiota polityczny.”, „Czy wiesz, że rumianek czyni... cuda?”, „Biblista tłumaczy jak będzie wyglądał koniec świata.”, etc., etc.

  Do tego trzeba wspomnieć w kilku słowach o komentujących. Należałoby oczekiwać, że chrześcijanie, katolicy, to ludzie bogobojni, i choć ukierunkowani na jedną opcję, to w jakimś stopniu uprzejmi, życzliwi i wyrozumiali. Nie na tym portalu!!! Jeśli ktoś chce poznać czym jest hajt w najgorszym wydaniu, wystarczy poświęcić odrobinę uwagi komentarzom pojawiającym się pod artykułami. Byłbym niesprawiedliwy twierdząc, że tylko katolicy są ordynarni, chamscy czy wręcz wulgarni. Oponenci też do takich sposobów się uciekają, ale, aby nie było wątpliwości, to ci pierwsi jednoznacznie wyznaczają ten trend. Początkowo przyłączyłem się do różnych dyskusji, co wymagało rejestracji na tym portalu. Nigdy sobie nie pozwoliłem na żadną obelgę ad persona, bo Ci, co mnie znają, wiedzą, że to nie w moim stylu. Pominę wyliczankę tego, co mnie spotkało nawet ze strony niektórych zakonnych, nie lubię się wyżalać. Mnie po prostu w którymś momencie wyrzucono bez słowa wyjaśnienia. To właśnie wtedy powstał ten mój blog. Dziwnym jest w tym to, że pozostają ci oponenci, którzy mają ten sam poziom wypowiedzi, co bluzgający nienawiścią katolicy. Też kilka znamiennych przykładów wypowiedzi gorliwych katolików: „zboczenia należy wstydliwie ukrywać, a nie obnosić się z nimi, więc uważam, że dwóch pedałów trzymających się za ręce w miejscu publicznym powinno się potępiać, a najlepiej zaciągnąć w pierwszą lepszą bramę i stłuc im pyski.”, „tracicie duuuuużo czytelników, bo nie kasujecie bolszewickich komentarzy. Weźcie to pod uwagę.”, „POfolksdojcze w akcji.” – to te najłagodniejsze...

  Ostatnimi czasy na tym portalu próbuje się wykreować nasz kraj do roli przewodniego narodu świata, coś na kształt narodu wybranego, ostatniej nadziei obrońców jedynie słusznej wiary przed laicyzacją nie tylko w Europie ale i w świecie. Upadły takie bastiony katolicyzmu jak Irlandia, Hiszpania a nawet Meksyk wraz z całą Ameryką Łacińską. Tam gdzie ludzie chcą jeszcze wierzyć, masowo przechodzą na protestantyzm, a nawet i islam, o innych różnych odłamach chrześcijaństwa nie wspomnę. Nie pomaga mesjanizm, nie pomaga hurtowe obwoływanie świętych, nawet ekumenizm ponosi klęskę. Co takiego się stało, nie mnie szukać odpowiedzi, ale mam wrażenie, że ortodoksja sytuacji nie poprawi, ba, ją pogorszy. I to się chyba właśnie dzieje, bo wczoraj wyczytałem, że wg nowych statystyk Kościoła w Polsce, liczba chodzących co niedzielę do kościoła spadła do trzydziestu kilku procent.

  Dziś traktuję ten portal tak jak na to zasługuje. Kabaret, nie ze względu na poziom artystyczny czy wartości kulturalne i religijne, a na ciekawe zjawisko katolickiej nienawiści do wszystkiego, co nie jest dostatecznie ortodoksyjne. Jeśli ktoś jest ciekaw jak wygląda hipokryzja w klasycznym wydaniu, do czego może doprowadzić ślepa, bezkrytyczna wiara w nawiedzonych guru, czym jest ciemnogród w najlepszym polskim wydaniu, do czego prowadzi równie ślepa nienawiść wobec inności – gorąco polecam. Ale lojalnie ostrzegam, co mniej odpornym grozi przejście na ciemną stronę mocy, lub nabawienie się straszliwych niestrawności. Jeśli szukać miłości Boga do ludzi, lub odwrotnie, na tym portalu jej nie znajdziesz. Ten portal bije na głowę „Rozmowy niedokończone” Radia Maryja.


10 komentarzy:

  1. W pewnym momencie swego życia doszłam do wniosku, że katolicyzm wypacza ludziom charaktery. Protestanci uważają, że jeśli ktoś popełni czyn niezgodny z prawami etyki, to powinien cały swój wysiłek skupić na tym, by naprawić "zło",które swym uczynkiem sprawił. A katolik- naubliża, okradnie, zdradzi i....leci do spowiedzi, wyklepie w konfesjonale swe przewinienia, dostanie rozgrzeszenie i....dalej robi to samo. A najbardziej mnie dobija to,
    że wyrządzając komuś krzywdę (nie istotne jaką i w jaki sposób) katolik jest w głębi duszy przekonany, że "Bóg tak chciał, bo kieruje nami". Pomijam już takie drobiazgi, że dogmaty tej wiary w wielu miejscach nie trzymają się logiki.
    Jak się poczyta te wszystkie wypociny to łatwo dojść do wniosku ,że osoby nie będące katolikami mają prawo a może nawet obowiązek popełniania czynów nieetycznych.
    Nie dziwi mnie wcale ten język komentatorów- moja nieżyjąca już teściowa, gorliwie biegająca w każda niedzielę do kościoła, zaraz po powrocie z niego urządzała nam naprawdę popisowe awantury- wszystko było złe- to,że siedzimy w domu jak i to, że z niego wychodzimy, że ja gotuję lub że idziemy do restauracji. I dlatego komentatorzy Frondy i ich specyficzny sposób komentowania niewiele mnie dziwią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż tak bardzo nie generalizowałbym postawę katolików, znajdziesz wśród nich ludzi bez tak daleko posuniętej hipokryzji, choć w jednym przyznam Ci rację – owo bieganie tych gorliwych, przekonanych o swej dobroci i prawości, do spowiedzi. Za każdym razem solennie przyrzeka, że już nigdy więcej, a jednak za tydzień to samo. A wydawałoby się, że liczba grzechów możliwych do popełnienia ma jakieś granice. Praktyka wykazuje, że granicy nie ma, bo im katolik starszy, tym częściej do spowiedzi chodzi. I nie za bardzo jestem przekonany, czy to wina sklerozy.
      Pozdrawiam i dziękuję za poruszenie i tego tematu

      Usuń
    2. Jeśli faktycznie jest tak, jak piszecie, że "owo bieganie tych gorliwych, przekonanych o swej dobroci i prawości, do spowiedzi. Za każdym razem solennie przyrzeka, że już nigdy więcej, a jednak za tydzień to samo..."
      to postawię Wam pytanie- jacy byliby Ci ludzie gdyby nie biegali do spowiedzi? przynajmniej przez ten czas spowiedzi nie grzeszą. To nie jest tak, że moja teściowa "be" a ja to "cacy"; bo do tanga trzeba dwojga. Zastanawiam się - czy to kwestia charakteru człowieka czy wiary? Ale...to tylko Wasz punkt widzenia, mój jest inny.

      Usuń
    3. @Aisab
      Normalnie wprawiłaś mnie w niekłamane zdumienie. Ja dodam w swej szczodrości jeszcze trzy kwadranse, to znaczy od spowiedzi do Komunii św. Czy to wystarczający czas dobroci, aby usprawiedliwić siebie z popełniania grzechów?! Odpowiem na Twoje pytanie w ten sposób: byliby tymi samymi ludźmi, tylko przez jedną godzinę w tygodniu nie byliby hipokrytami. Bo jeśli ktoś z pełnym namaszczeniem przyrzeka, że więcej tego grzechu nie popełni, a mimo wszystko go popełnia, to dla mnie taki ktoś jest hipokrytą.
      O teściowej się nie wypowiem, bo podobno o zmarłych nie wypada mówić źle :)
      Pozdrawiam pięknie :)

      Usuń
  2. Asmodeuszu przyznam się,że też kiedyś próbowałam na Frondzie głos zabrać.Nie wyrzucono mnie,ale systematycznie wpisy kasowano.Sama więc zrezygnowałam.
    Nie traktuje Frondy jako kabaretu.Kabaret może rozśmieszyć,znużyć,irytować swą nieudolnością.Fronda to nienawiść,wykluczenie,manipulowanie,obłuda,stygmatyzowanie-i wszystko to pod szyldem katolicyzmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie Fronda, poza tym, o czym pisałem w notce, to coś na kształt gabinetu krzywych zwierciadeł w połączeniu z gabinetem osobliwości i pewnie dlatego bliżej mi do skojarzenia z kabaretem.

      Usuń
  3. Trudno jest mi wypowiadać się na temat portalu internetowego Frondy, bo zaglądam tam dopiero odkąd Ty Asmodeuszu wspomniałeś, że to Twój "ulubiony" portal i szczerze wyznaję, że zaczęłam tam zaglądać z linku podanego na Twoim blogu [ostatnio zapisałam go również u siebie], a przecież u Ciebie bywam od niedawna. Nie czytam na Frondzie wszystkiego, tylko tematy, które mnie zainteresują. Do tej pory nie czytałam tam komentarzy ani nie podejmowałam próby pisania. Na temat "rozmów niedokończonych" w RM także nie mam prawa się wypowiadać, bo nie słuchałam ani jednej audycji. Te rozmowy są chyba późnym wieczorem, a ja lubię spać. Natomiast z Tobą też nie ze wszystkim się zgadzam. Masz prawo także mnie zarzucić tendencyjność, gdyż omawiając jakiś temat nakreślam go w takim świetle, jakie jest bliskie mym oczom i memu sercu. Są sytuacje kiedy i ja staję się gorliwym katolikiem. Ma to miejsce kiedy dochodzi do profanacji tego, co memu sercu jest bliskie. Nie mam w zwyczaju rzucać mięsem i stosować kuchenną łacinę, wręcz razi mnie niecenzuralne słownictwo u innych [miałeś tego dowód nie tak dawno tu na swoim blogu]. Ta osoba o "niewyparzonym" języku przeprosiła, ale większość ludzi przeklinających nie widzi w tym nic złego; jak mi tłumaczono - te osoby po prostu tego nie kontrolują i co słowo to przekleństwo. Nie tylko u katolików. Moja siostra [słuchaczka RM] jak słyszy przekleństwa, to jest chora [dosłownie i w przenośni], a Wy tu, generalizując, wsadzacie ją do worka razem z tymi przeklinającymi. To nie fer. Różne były komentarze odnośnie zachowań obrońców krzyża przed pałacem prezydenckim, a tymczasem opowiadał mi jeden uczestnik tych zajść, że garstka chłystków przekupiona dużą ilością piw, sikała na krzyż i znicze [nagrzane pękały od moczu]. To było zbezczeszczenie tego, co dla tych ludzi było święte. Nie dziwię się więc ich oburzeniu, a reporter czy kamerzysta ujął tylko scenę złego zachowania tych broniących swych świętości. To przykład, jak można wydać krzywdzący osąd. Tak jest też z Waszą oceną tutaj katolików. Skąd pewność, że komentujący tam ludzie złorzeczący to byli katolicy? Nie to żebym ich usprawiedliwiała, bo ja też nie wiem. Podam pewien przykład znany mi osobiście. Przychodziła kiedyś do mnie młoda dziewczyna [dziewica], która zadała się z satanistami, a potem miała obsesję na punkcie prześladowania jej przez szatana. Wędrowała więc od wyznania do wyznania szukając pomocy. Tak trafiła do zielonoświątkowców [odłam protestantów], a tam starszy zboru - żonaty, oprócz ogólnych modlitw z udziałem członków zboru, zaczął z nią indywidualne spotkania, aż na którymś chciał ją zgwałcić. Czy w oparciu o to wydarzenie mam wydać opinię o protestantach?, jak tutaj ocenia się katolików, bo teściowa była "be"? a może to synowa winna? Kij ma dwa końce.
    Wy nie musicie przysięgać poprawy ani w spowiedzi ani w ogóle, możecie bez przeszkód i bez skruchy cały czas grzeszyć. A ci nadgorliwi katolicy chociaż przez jakiś okres kontrolują swe słabości i przewiny. Proszę -nie rzucajcie kamieniem, bo może on do Was wrócić niczym bumerang; mnie także przypisywano nienawiść, pomawiano o "pomstę" i imputowano cuda niewidy, a ja tylko wyrażałam swe zdanie, swe poglądy i swe pojmowanie sprawy. A to ci wredni katolicy, sami grzesznicy, a wśród nich, ja bo też jestem katoliczką. Dziękuję za takie zakwalifikowanie. Na szczęście dla mnie i innych - Sędzia w mojej sprawie i wielu katolików będzie Jezus, a nie przypadkowi uzurpatorzy. .
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpierw małe sprostowanie. Ja krytykuję ortodoksyjny katolicyzm, a nie katolików ogólnie. Ortodoksyjny ma to do siebie, że uważa się za świętszy od papieża i próbuje swój styl narzucić innym, poprzez negowanie wszystkiego, co nie jest zgodne z ich ideologią, w tym również innych katolików. Tu nadmienię, że zdarzały się artykuły atakujące papieży Benedykta i Franciszka, w czym przodowała sam pan Terlikowski, choć ostatnio spuścił z tonu, pewnie po pobycie na „dywaniku” u jakiegoś biskupa.
      Druga kwestia. Różnica między Frondą.pl a Tobą jest taka, że Ty wyrażasz swoje prywatne zdanie, swoją opinię i nie próbujesz jej wymóc na innych. Istnieje w Tobie pierwiastek tolerancji, której nawet namiastki na portalu Frondy nie znajdziesz. Mogę się z Tobą w pewnych kwestiach nie zgadzać, ale nie mogę Ci zarzucić, że coś na mnie wymuszasz. Do dziś, ale to z lekkim przymrużeniem oka, nie mogłem Ci też zarzucić, że piętnujesz moją postawę. Spieszę więc wyjaśnić. Nie jest tak, że skoro nie chodzę do spowiedzi, dałem sobie przyzwolenie do popełniania złych rzeczy. Gdyby tak było, moja kartoteka policyjna byłaby całkiem spora, a ja tam mam dwa mandaty i to tylko za złe parkowanie, co też za chlubne nie uważam. Bez konieczności chodzenia do spowiedzi, wiem kiedy i gdzie popełniam coś złego, nawet jeśli nieświadomie, i staram się ów czyn naprawić, nie w charakterze pokuty, ale ze względu na wyrzuty sumienia. Bo, czy w to wierzysz czy nie, ateiści też mają sumienie. I przyznam Ci się w tajemnicy przed innymi :), gdy spowiednik zadawał mi za pokutę „zdrowaśki”, czułem się nieswojo. Na przykład, kogoś okłamałem, a przepraszałem Boga i Maryję – i było mi odpuszczone. I chciałem również zauważyć, że choć nie jestem katolikiem, mam podobne zdanie do Twojego, na temat przekleństw.
      Oczywiście, ja nie będę Ci narzucał, co masz na Frondzie czytać i czy powinnaś czytać również komentarze, choć zapewniam, że wiele można się z nich dowiedzieć, czy wyrobić sobie opinię o tym portalu. Wybór i tak należy do Ciebie.
      Pozdrawiam wieczorową porą :)

      Usuń
    2. Asmodeuszu> moim zdaniem >problem z przekleństwami i złorzeczeniem wobec bliźniego nie zależy od wiary lecz od człowieka, jego natury, charakteru, wychowania, kultury osobistej, wychowania, a może nawet być wynikiem zakompleksienia bądź próbą szpanowania. Powody mogą być różne, dlatego wszelkie generalizowanie jest złem. Póki co polegam na Twoim zdaniu [opinii] o Frondzie gdyż własnego zdania jeszcze nie mam wyrobionego. Komentarzy na Frondzie nie czytałam, bo szkoda mi było na to czasu, ale może w wolnej chwili zacznę.
      Asmodeuszu> a co wymuszania, to biorę to na tzw. "chłopski" [babski] rozum. Co byłoby Bogu po miłości wymuszonej? kto z nas cieszyłby się, że jest kochany z przymusu albo dla jakichś korzyści bądź za coś? To fakt - nie potrafię tak kochać, jak jest to opisane w Hymnie o miłości, ale wciąż nad tym pracuję. Bóg po to dał mi życie abym nauczyła się kochać nie tylko siebie i bliźniego ale przede wszystkim Jemu oddawać miłość za miłość. A co do tego Twego stwierdzenia; "Na przykład, kogoś okłamałem, a przepraszałem Boga i Maryję – i było mi odpuszczone."
      W moim mniemaniu > jeśli skrzywdziłam kogoś, to także skrzywdziłam mieszkającego w nim Boga, więc najpierw przeprosić Jego a potem skrzywdzonego. Są jednak sytuacje kiedy nie można naprawić wyrządzonej krzywdy i co wtedy? Prosty przykład; pokłóciłam się ze znajomą, a ona nie życzy sobie moich przeprosin i jest śmiertelnie obrażona za słowa, które może nie powinny paść, ale cholerykowi ciężko nad słowami zapanować. Co w takiej sytuacji uczynić? Namolne narzucanie się tylko zaogni sytuację. Nikogo nie zmusisz do pogodzenia się, chociaż w pewnym stopniu ta osoba mnie sprowokowała do takiego zachowania. W moim przekonaniu jest tylko jedno wyjście z sytuacji - modlić się aby wszechmogący Bóg pomógł rozwiązać ten problem i wynagrodził doznaną krzywdę np. posyłając do tej obrażonej osoby życzliwych ludzi, których ona toleruje. Nie złorzeczę jej, lecz ją błogosławię. Jakże często nie zdajemy sobie sprawy, że kogoś prowokujemy do złego zachowania, to jest to nieumyślne grzeszenie. A ile razy oceniamy, osądzamy, opiniujemy powierzchownie, bo tak widzimy sprawę, a to wcale nie musi być oczywista oczywistość ? Napisałeś: "choć nie jestem katolikiem, mam podobne zdanie do Twojego, na temat przekleństw". Katolik jest takim samym człowiekiem jak Ty; również targają nim emocje, jak każdy choleryk może być impulsywny, znerwicowany i nadpobudliwy. Wiara może jedynie go dyscyplinować, aby pracując nad sobą dążył do celu, do "Świętości". Wcale nie czuję się lepszą katoliczką od tych przeklinających, bo tak naprawdę nie znam ich serca i powodów ich zachowań; samo życie ale dla każdego inne.
      dziś pozdrawiam skoro świt :)

      Usuń
    3. Piszesz: Problem przekleństw nie zależy od wiary... itd. A według mnie w dużej mierze powinien, skoro przeklinanie nie jest w żadnej mierze zaletą. I coś mi tu nie gra, bo dodajesz, że katolik to taki sam człowiek jak ja (?) Fizycznie na pewno, emocjonalnie też, ale wymagania wobec siebie powinien mieć daleko większe. A ja najczęściej obserwuję coś zupełnie odwrotnego. Tylko mi znów nie imputuj, że ja uogólniam na wszystkich katolików.
      Piszesz: Co Bogu po miłości wymuszonej... itd. Kapitalny problem, choć lekko nie na temat. Bo mi się nasuwa pytanie: czym jest w takim razie chrzest niemowlęcia i wszystkie konsekwencje jakie ze sobą niesie ten sakrament? I nie ma żadnej możliwości tego odwrócić...
      Przykład Twojej przyjaciółki, z którą się pokłóciłaś, jest też doskonały, ale ja bym go potraktował zupełnie inaczej. Ty za coś przeprosiłaś i przeprosiny nie zostały przyjęte. Każda próba przeprosin wiąże się z takim ryzykiem. To właśnie jest coś na kształt pokuty. Uznajesz swoją winę, przepraszasz, ale musisz się liczyć z tym, że to efektu nie przyniesie. Bo to jest jedna z możliwych konsekwencji złego czynu. Dodam: w pełni uczciwa. Tu drobna dygresja: jeśli przyjaciółka przeprosin nie przyjęła, na miano przyjaciółki już nie zasługuje. Przyjaciółka wybacza zawsze. Nieuczciwym jest przepraszanie Boga z pominięciem prawdziwej ofiary naszego postępku. Co Ty z tym później zrobisz, gdy spotkasz się z afrontem, to już tylko i wyłącznie Twoja sprawa. Nakłanianie Boga, aby ta przyjaciółka zmieniła zdanie, albo za nas wynagrodził jej krzywdę, bo samemu się nie potrafi, jest w moim odczuciu odrobinę nieuczciwe. Też byś chciała, aby Bóg zmieniał każdą Twoją decyzję, przepraszał Cię za kogoś, czy wreszcie, wynagradzał Cię za winy innych? Albo jesteśmy ludźmi (dalekimi od doskonałości), albo marionetkami już całkiem niedoskonałymi.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń