Nie lubię
żadnych świąt, a powoli zaliczam do tego nawet niedziele. Jeszcze gdy
pracowałem, to te świąteczne dni kojarzyły mi się z odpoczynkiem od pracy, co w
moim przypadku i tak było śmieszne, bo z racji funkcji i grafiku, najczęściej
w święta pracowałem, choć już na pewnym luzie.
Ta niechęć
do świąt zaznacza się właśnie we Wszystkich Świętych, które to poprzedza
ideologiczna wojna o Halloween. Wojna, której kompletnie nie rozumiem.
Większość z tych, co chcą się bawić w ten dzień, nawet nie rozumie znaczenia
tych obrzędów, a mimo to są określani mianem przywołujących diabły tak, jakby w
rozumieniu chrześcijaństwa, na co dzień ich nie brakowało. Tych realnych i tych
duchowych. Jeszcze idiotyczniej wygląda ta walka z Halloween jeśli uzmysłowić
sobie, że za dwa miesiące rozpocznie się okres kolędowania ludowych jezusków,
aniołków, herodów oraz oczywiście diabłów i śmierci z kosą. Ci sami, którzy
przed Halloween grzmieli niczym belfrzy w szkołach jak za czasów „Wspomnień
niebieskiego mundurka”, łaskawym okiem i dobrodusznym uśmieszkiem propagować
będą to pobożonarodzeniowe kolędowanie z przebierańcami.
A samo
Wszystkich Świętych? Toż to już wręcz jarmarczny odpust. Zanim dojdę do bramy
cmentarnej muszę minąć kilometry
straganów już nie tylko ze zniczami i wieńcami. Odpustowe pierniczki, pokraczne
baloniki, koszmarne „zabawki” nie wyłączając plastykowych bohaterów telewizyjnych
„bajek” na dobranoc. Wszędzie szmira i tandeta, różaniec obok pistoletu na
kapiszony, tylko pieniądze prawdziwe, z rączki do rączki, bez kasy fiskalnej.
Na cmentarzu tłok, ludzie snują się niby w skupieniu, ale jak tak się
przysłuchasz ściszonym rozmowom..., plota za plotą o cioci z hameryki, która
podobno wystroiła się jak stróż w Boże Ciało. Za to dziadek podobno ledwo
trzyma się na nogach i tylko nie wiadomo czy ze starości czy będąc pod wpływem.
I właściwie powinien już tu być na tym cmentarzu na stałe, obok babci.
Przynajmniej nie będzie trwonił rodzinnej kasy na gorzałę, a wnukom przydałoby
się jego mieszkanie. I wreszcie jest, grób tej babci, świeć Panie nad jej
duszą, która całe życie gderała nad uchem dziadka, przez co się rozpił. Trzeba
zapalić znicz, odsuwając na bok te mniej okazałe, bo nasz jest przecież przepiękny,
odmówić modlitwę za duszę zmarłej, która trzy razy w tygodniu chodziła do
kościoła, ale kto wie, może jej dusza wciąż w czyśćcu za to gderanie. A później
powrót do plotek, bo o polityce nie wypada. W Dzień Zaduszny dobrze wrócić na
ten cmentarz, bo nie wiadomo, czy złodzieje nie pokradli sztucznych wieńców i
co lepsze znicze, by zahandlować nimi za rok. Tylko trzeba uważać by nie
przechodzić obok kontenerów na śmieci, bo tam sodomia i gomoria. Zepsujemy
sobie „estetyczne” wrażenia po szmirze na grobach.
Jest
jeszcze jeden przykry aspekt tych świąt. Podróże. To dopiero masakra. Jedziesz
odwiedzić cmentarze nie mając pewności czy na nich nie zakotwiczysz na stałe. W
optymistycznym wariancie mandacik albo wielogodzinne korki. Stały stres i na
dodatek, jako kierowca, nie masz szans utopić go w wódce, bo kontrole niemal na
każdej ulicy i drodze. A tego nie da się w żaden sposób rozwiązać. Mus to mus,
we Wszystkich Świętych musisz podpisać listę obecności przy grobie. Inaczej rodzina
cię obgada. Że empatii i szacunku w Tobie nie ma do zmarłych. Tak jakby im,
zmarłym na tym rzeczywiście zależało. Nawet nie im, a prochom, które po nich pozostały.
Nawet nie będzie się liczył fakt, że raz na tydzień przychodzisz nad ten grób.
Obyczaj chrześcijański każe, więc w ten dzień nie ma zmiłuj się.
W ten
dzień, wszelkie gadki o kulturze śmierci idealnie wpisują się w
chrześcijaństwo. Żadna kultura, żadna religia nie zrobiła ze śmierci takiego
biznesu, bo przy okazji datki sypią się obficie a kwesta jedna obok drugiej. Choć
teraz powstaje konkurencja, właśnie Halloween, więc trzeba z nim walczyć, nawet
strasząc egzorcyzmami, bo gra idzie o grube miliony. Pamięć o zmarłych jest tu
tylko dodatkiem...