Wyjaśnię – erystyka to sposób doprowadzenia
sporu do korzystnego dla siebie rozwiązania, bez względu na prawdę materialną.
Można powiedzieć, że opanowałem tę sztukę doskonale, choć akurat uważam, że nie
w dziedzinie dowodów materialnych, a polemiki ideologicznej. Ja się nie chwalę,
ja po prostu mam talent...
Poszło o drobiazg. Ci głupi ateiści
wymyślili twierdzenie. że nie da się udowodnić nieistnienia czegoś, co nie
istnieje. Twierdzenie, które zwalnia ich z obowiązku udowodnienia, że Boga nie
ma. Prostota tego argumentu jest tak porażająca, że niektórych przeciwników
ateizmu doprowadza czasami do białej gorączki. Właśnie czytam anons o dwóch
książkach Jana Lewandowskiego (do tej pory mi nieznanego) o dziwnych tytułach:
„Przeciw ateistom. 52 odpowiedzi na najczęstsze zarzuty ateistów i
antyklerykałów” oraz „Błędy ateistów. 6o najczęstszych pomyłek logicznych”. Bez
wątpienia kupię, już chociażby z powodu wstępu samego autora „W niniejszej pracy podejmuję więc rękawicę rzuconą wierzącym
przez wszelkiej maści wojujących ateistów, racjonalistów, humanistów i
wolnomyślicieli”.
Wróćmy do owego
dowodzenia nieistnienia. Lewandowski opisuje to tak: „(...) naukowcy dowodzą na przykład nieistnienia zarazków w wodzie,
albo nieistnienia możliwości zawalenia się mostu. Zaś ateiści jednak idą często
na łatwiznę”. Szczęka mi opadała...
Otóż, jeśli przeszukać wszechświat tak jak naukowcy szukają w wodzie
zarazków, to ewidentnie Boga się nie znajdzie, już przez samo założenie, że On
jest niematerialny. Zarazki owszem. Natomiast sprawa mostu jest jeszcze
bardziej oczywista. Naukowe obliczenia dowodzą przy jakich parametrach most się
nie zawali. Ponad te bezpieczne parametry jest potrzebna interwencja niebios i
jak do tej pory jeszcze jej nie zaobserwowano. Ząb czasu i nadmierne
przeciążenia powodują niechybnie katastrofę.
To nie koniec.
Aby się przekonać, że w jakimś pomieszczeniu nie ma dymu wystarczy zainstalować odpowiedni czujnik. Genialne! W
jakimś amerykańskim filmie, chyba „Ghost Busters”, takie czujniki stosowano do
wykrywania duchów. Ja bym je od tych filmowców wypożyczył i zainstalował w dużych ilościach w kilku
kościołach. Wiecie co pokażą? Tak, tak, pokażą, że Boga nie ma... Jest jeszcze
taki sposób jak rzut monetą. Ja nie żartuję. I nie chodzi tu o to jaka strona
monety wypadnie. Jeśli orzeł, na pewno z drugiej strony jest reszka – to tak
zwany problem symetryczny – lustrzane odbicie antytezy. Co to znaczy, nie
podejmuje się wyjaśnić, nie mam zielonego pojęcia, jestem tylko głupim ateistą.
Jedno jest pewne, każda moneta ma rewers i awers, bez względu na to ile razy będę nią rzucał. Kolejnym argumentem ma
być prawo logiki, a logiką ateiści się posługują. Chodzi o zasadę niesprzeczności, czyli
coś nie może być jednocześnie prawdą i fałszem. Skoro logika to udowadnia, może
zatem udowodnić, że coś nie istnieje. Dla zobrazowania Lewandowski podaje przykład z jednorożcem.
Jeśli jednorożec istniał, powinien istnieć zapis kopalny. Skoro nie ma zapisów
kopalnych, jednorożce nie istniały. Udowodniliśmy nieistnie jednorożców. Szach mat ateiści, można? Można! Ok, idźmy
tym samym tropem. Skoro Bóg istnieje (pominę już zapisy kopalne) powinniśmy
Jego ślady znaleźć na ziemi. Takich ewidentnie prawdziwych śladów nie ma.
Zatem Bóg, jak ten jednorożec, nie istnieje! Czy o to na pewno Lewandowskiemu
chodziło?
Najzabawniejszy wydaje mi
się przykład ze słynnym już latającym czajniczkiem (pierwowzór Latającego Potwora
Spaghetti). Posłużę się atrakcyjnym cytatem: „Bertrand Russell
twierdził bowiem, że skoro teista żąda od ateisty udowodnienia nieistnienia
Boga, to ateista może też żądać od teisty udowodnienia nieistnienia takich
abstrakcyjnych bytów jak czajniczek latający wokół orbity okołoziemskiej, albo
krasnoludków [dla
mnie bomba z tymi krasnoludkami]. Jest to
jednak erystyka. Nie potrzebujemy
dowodu na ich nieistnienie gdyż po
prostu wiemy, że one nie istnieją” (sic!)
Proste jak amen w pacierzu. Teista nie musi udowadniać istnienia krasnoludków
bo to erystyka, za to ateista konieczne powinien udowodnić nieistnienia Boga,
bo to już erystyką nie jest. Dalej jest już gorzej, gdyż Lewandowski wręcz
obraża wierzących podając przykład małpy. Niewiarygodne, ale on przyrównuje poszukiwanie
istnienia Boga do poszukiwania nieistniejącego, a przynajmniej nieznanego
gatunku małpy w dżungli. Ok, załóżmy, że owo porównanie jest przypadkowe, bo ja
na jego miejscu wybrałbym jakiś nieznany gatunek pięknego motyla (jeszcze
trudniej znaleźć, a prawdopodobieństwo istnienia większe niż przy małpie). Ja z
ręką na sercu przyrzekam, że jeśli Lewandowski znajdzie w tej dżungli Boga, to
ja w tego Boga uwierzę. Właściwie już byłem bliski uwierzyć, bo nie dalej jak
wczoraj znalazłem informację, że w dżungli amazońskiej znaleziono szkielety stu
kilkunastu dzieci, które złożono w ofierze bogu. Tylko pewnie nie o tego boga
Lewandowskiemu chodzi...
Już te kilka przykładów sprawiają, że
nie mogę doczekać się lektury obu książek, gdzie takich argumentów jest w sumie
ponad sto. Zapewniam, że tymi najciekawszymi się podzielę, nawet gdyby się
miały okazać dla mnie druzgocące.
PS. Wprowadziłem pewne ograniczenia dla komentujących (anonimowych). Nie znam skutków tego ograniczenia. Gdyby ktoś miał problemy z wstawieniem komentarza, proszę o informację na moim profilu. Za utrudnienia przepraszam.
PS. Wprowadziłem pewne ograniczenia dla komentujących (anonimowych). Nie znam skutków tego ograniczenia. Gdyby ktoś miał problemy z wstawieniem komentarza, proszę o informację na moim profilu. Za utrudnienia przepraszam.