środa, 11 listopada 2015

Ojczyznę wolną racz na wrócić Panie



  Mnie natchnęło, bo wszak dziś wielkie święto. Mała gmina, więc i wielkich parad nie ma. Pogoda nie sprzyja, stąd też nic z atmosfery majówki z okazji uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Telewizja nie za bardzo, bo tam wieczny spór o coś, obiektywizmu żadnego (sam go zresztą też nie mam w wielu sprawach), a do tego ciągłe przeskakiwanie z tematu na temat. Skupić się nie sposób. Wolę już net, gdzie o obiektywizm jeszcze trudniej, ale przynajmniej mogę się skupić na tym, co mnie interesuje.

  Padło na patriotyzm i na sprawy z nim związane. Ale żeby nie było po mojemu, wybieram te portale, gdzie zazwyczaj publikowane są treści, z którymi się nie zgadzam. Najbardziej mi bliską, choć tylko we fragmencie, definicję znalazłem..., na portalu Frondy.pl(sic!). Pozwolę ją sobie przytoczyć: „(...) patriotyzm jest całkowitym oddaniem, całkowitą służbą temu co najlepsze, temu co otrzymaliśmy od naszej wspólnoty historycznej tzn. kulturze. Myślę, że ta służba kulturze, duchowi, który został stworzony pracą naszych przodków lub do którego dochodzimy naszą decyzją ale zawsze jest on poprzedzony pracą pokoleń, które tego ducha wzniosły nam na tak wysoki poziom - to jest ta najpiękniejsza forma patriotyzmu o której myślę.” Gwoli ścisłości, to są słowa Karoliny Lanckorońskiej (1898-2002), polskiej arystokratki zmarłej we Włoszech.

  Żadna tam walka za bliżej nieokreślone idee, żadne przelewanie krwi, czy bagnet na broń. Owszem to może i ma znaczenie, we mnie jednak rodzi wątpliwość, czy jakikolwiek uśmiercanie narodu, bez względu na pobudki, służy rozwojowi narodowi czy też jego unicestwianiu? Bo ojczyzna, choć w jakimś sensie kojarzona ze skrawkiem ziemi, to przede wszystkim ludzie mający wspólny rodowód, nie tyle narodowościowy, ile właśnie kulturowo-historyczny. Fakt, dziś świętujemy odzyskanie niepodległości, ale jakoś nikt nie zwraca uwagi na to, że kształt tej już wolnej Polski jest diametralnie różny od tego, jakim był przed jej utratą.  A przecież ani na jotę nie da się podważyć tego, że tę niepodległość odzyskaliśmy. Możemy być dumni z przelanej krwi w powstańczych zrywach, choć jak dla mnie, ich jedynym skutkiem były niepowetowane straty w narodzie, tragedie ludzi wywożonych na zsyłki, zmuszanych do emigracji i ginących na polach bitew, i bez znaczenia jest tu fakt, czy zwycięskich, czy przegranych. A przegranych było zdecydowanie więcej.

  Ironią losu jest to, że tę niepodległość odzyskaliśmy dzięki zupełnie niepatriotycznej i nie naszej wojnie. W I Wojnie Światowej tak naprawdę Polacy byli mięsem armatnim innych mocarstw i tylko dzięki takim, a nie innym rozstrzygnięciom tej wojny, przywrócono na mapie świata nazwę Polska. Fakt, trzeba było bronić tej niepodległości i przed bolszewizmem, i przed faszyzmem, ale to nie Polacy decydowali o kształcie dzisiejszej ojczyzny (patrz – Jałta). Tak naprawdę wolność i prawdziwie niezależną Polskę odzyskaliśmy po tych wszystkich dziejowych zawirowaniach dopiero po transformacji, właściwie bezkrwawej, choć nie bez bólu.
 
  Skąd więc ten tytuł notki? Już wyjaśniam. Mimo, że w żaden sposób nie potrafię utożsamiać się z tą frazą, śmiem twierdzić, że ta modlitwa miała w sobie więcej racjonalności niż powstańcze zrywy. Bo to nie Bóg dał nam wolność (gdyby tak było, trzeba by zapytać: gdzie był, gdy wolność traciliśmy?), ale Polacy w końcu się jej doczekali. Dzięki pielęgnowaniu własnej kultury, dzięki własnemu duchowi i kultywowaniu własnej historii, choć tę ostatnią często przeinaczano. Nie da się w nieskończoność ignorować istnienia narodu o wspólnej kulturze i historii, w czasach, gdy taka świadomość wbrew pozorom wcale nie traci na znaczeniu. Wspólna Europa być może  spłyca znaczenie narodów, ale jej nie eliminuje. Ninelnsg5 na swoim blogu pisze o niebezpiecznym przeorientowaniu(?), ale jak dla mnie to tylko przysłowiowe „strachy na lachy”. Świat na przestrzeni swych ludzkich dziejów stale się zmieniał i mimo różnych, czasami fatalnych meandrów, zawsze parł do przodu z pozytywnym tego skutkiem. Tego procesu nie da się w żaden sposób zatrzymać. I dobrze...

6 komentarzy:

  1. Mimo tego, co napisałeś - kierunek rozwoju jest ważny,
    a jego wektor ustawiają żyjący ludzie - oczywiście z pomocą
    Najwyższego (tak powiedzieliby wierzący)...
    Dziękuję za to wyróżnienie w tekście!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, wytyczać kierunki trzeba, bez nich trudno mówić o jakiejkolwiek drodze (do przodu). Warto mieć jedynie świadomość, że jest w tym wytyczaniu pewna doza (wcale niemała) futurologii. Dziś przecież nie wszystkie idee Unii Europejskiej okazały się trafne, czy możliwe w realizacji. Patrząc na historię, czy na ekonomię, to jeszcze wyraźniej widać. Przydaje się jednak mieć giętki kręgosłup, i nie mam tu na myśli poddańczych ukłonów, aby móc w każdej chwili te kierunki weryfikować.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Dla mnie patriotyzm to dbanie o stan polskiej gospodarki, społeczeństwa, edukację, tolerancję, środowisko naturalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie się zgadzam, ale jak zwykle mam ale. Co z niepolską gospodarką?

      Usuń
  3. Fakt, tej "niepolskiej" gospodarki jest u nas trochę. Brać przykład dobry z sąsiadów i tworzyć własną na wzór innych udanych. Nie wykluczam wymiany gospodarczej bo Polacy mogą również istnieć w świecie, w wielu dziedzinach, nie tylko jako siła robocza. Mamy wielu wspaniałych uczonych, wielu sławnych ludzi, którzy swoje
    miejsce na ziemi znaleźli poza Polską i tam tworzą, pracują na rzecz innego kraju. Nie chcemy cofać czasu, by Polska była zaściankiem Europy. Druga sprawa , która mnie nurtuje to ciągłe rozmyślanie dlaczego miałabym dziękować lub prosić Boga o coś, o czym On wie doskonale. Czyżby lubił kiedy padamy przed Nim na twarz, może lubi napawać się naszą nieudolnością, słabością, bezbronnością...lubi jak Mu oddajemy hołdy jest więc próżny, zadufany w sobie. Nie potrafię sobie tego wytłumaczyć. Stąd moja niewiara.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem emigracji polskiej myśli naukowej jest jakby z innej półki. Miałem na myśli obcy kapitał na naszej, polskiej ziemi, który w jakiś sposób przyczynia się do rozwoju tego kraju. Dla wielu jest przysłowiową solą w oku, a przecież bez niego nie wyszlibyśmy nigdy z obszaru krajów trzeciego świata.
      Natomiast w pełni podzielam Twoje wątpliwości związane z postawą wobec Boga. W moim mniemaniu to genetycznie zakodowana chęć posiadania pana nad sobą, którego można obarczyć odpowiedzialnością za wszystko, co się wokół nas dzieje. Ale, aby to tak brzydko nie brzmiało, mówi się o miłości i Prawdzie.
      Przesyłam pozdrowienia

      Usuń