Cud (z łac.
miraculum) oznacza rzecz
niespotykaną. Bardziej ogólnie – to zjawisko, zdarzenie paranormalne, z różnych
przyczyn niemożliwe do wyjaśnienia w sposób naukowy. Z tej prostej przyczyny,
nauka cudów nie uznaje. Jeśli o mnie chodzi, sprawa jest oczywista,
jednoznaczna i niepodlegająca dyskusji. Jeśli nawet w jakimś stopniu spotykamy
się ze zjawiskami naukowo niewytłumaczalnymi, to tylko dlatego, że nic o nich
nie wiemy, ale co nie znaczy, że kiedyś być może się dowiemy.
Ponieważ
temat jest zbyt obszerny, postanowiłem się skupić tylko na tych „cudach”, które
występują w medycynie, choć z góry uprzedzam, nie mam wykształcenia medycznego,
aczkolwiek kilka kursów pierwszej pomocy przeszedłem (to z przymrużeniem oka). Pamiętam
opinię, że każdy Polak to lekarz od urodzenia. Z tym jest coś na rzeczy, bo gdy
tylko wspomnę o jakieś dolegliwości, zaraz wszyscy mi mówią, co jest dobre na
tę dolegliwość i jakie są jej przyczyny. Ponieważ ze mnie sceptyk i tak pójdę
do prawdziwego lekarza.
Ale do rzeczy,
ściślej, do pewnego artykułu1, gdzie mnie niejaki dr Pietro Gerardo
Violi przekonuje, że połączenie nauki, wiary i cudów należy uważać za
fundamentalne w naszym życiu, a jeszcze ważniejsze w życiu lekarza (sic!). Coś być może jest w tym na rzeczy,
bo gdy idę do tego wyuczonego lekarza,
to wierzę, że dokona cudów, aby mnie wyleczyć. Tyle, że
wspomnianemu wyżej dr Pietro Violi nie o taką wiarę i nie o takie cuda chodzi.
Otóż dr
Violi ma pretensje, że naukowo pojmowana medycyna nie chce uznać cudownych uzdrowień,
choć te są obostrzone wieloma barierami, co ma wykluczyć oszustwo. Ja wymienię
tylko dwie: choroba musi być niezbicie stwierdzona a prognoza lekarska nie
zakłada powrotu do zdrowia, oraz cudowne uzdrowienie musi mieć charakter
trwały, potwierdzony przez kolejne komisje lekarskie. W kontekście już
chociażby tych dwóch warunków, wiele uznanych kiedyś cudownych uzdrowień,
należałoby dziś poddać w wątpliwość. Wiemy na jakim poziomie ta medycyna była w
przeszłych czasach i nie ma potwierdzeń kolejnych komisji, których zazwyczaj
wcale nie było. Czy dziś jest inaczej?
Weźmy pod
lupę głośne cudowne uzdrowienie Floribeth Mora Diaz za wstawiennictwem Jana
Pawła II. Oficjalna wersja głosi, że w szpitalu po trzydniowej intensywnej
terapii lekarze stwierdzili u niej nieusuwalny nowotwor – tętniaka mózgu2.
I tu już pierwsza poważna wątpliwość, a wręcz jakaś niezrozumiała ignorancja.
Tętniak mózgu to nie jest nowotwór. Owa Floribeth po obejrzeniu transmisji z
beatyfikacji Jan Pawła II miała w cudowny sposób ozdrowieć. Przeprowadzono
rezonans magnetyczny, który wykluczył istnienie nowotworu (lub tętniaka?). I tu
rodzi się druga wątpliwość. Ten nowotwór/tętniak miał być w części mózgu
niedostępnej do inwazyjnego działania. Na jakiej postawie orzeczono, że jest,
skoro wcześniej takiego rezonansu magnetycznego nie przeprowadzono, a jego
istnienie stwierdzono na podstawie zabiegu i zdjęć rentgenowskich? Do tych
wątpliwości dochodzą daty. Krótka i gwałtowna w przebiegu choroba miała miejsce
w maju 2011 roku, Floribeth zaczęła rozpowiadać o uzdrowieniu dopiero w lutym
2012 roku, a cud ogłoszona za ważny w lipcu 2013 roku. Kanonizacja Jana Pawła
II w kwietniu 2014. Ten ciąg dat świadczy tylko o tym, że potrzebowano cudu,
więc go znaleziono.
Wróćmy
jeszcze do przekonań dr Violi. Stwierdza, że nauka ma trudności, aby uwierzyć w
cuda, ponieważ przekraczają one prawa natury. Przekonuje, że Bóg poprzez cuda
nie zawiesza praw, ale ich działanie. To dość pokrętne tłumaczenie daje się
obalić pytaniem: dlaczego działa w ten sposób tak rzadko, tak wybiórczo i
najczęściej na potrzeby uznania kogoś świętym? Do tego dochodzi drugie pytanie:
jak traktować „cudowne” uzdrowienia w innych, niemonoteistycznych religiach?
To, że zdarzają się trudne do wytłumaczenia przypadki uzdrowień, nie jest znów
takim ewenementem. Ktoś, kto chce je uznawać za ingerencją Najwyższego jest
słabej wiary (wiara z definicji dowodów nie potrzebuje). Zmuszanie nauki, w tym
przypadku medycyny, do szukania pierwiastka Boga, jest niezrozumieniem pojęcia
nauki w ogóle .
1 - http://www.fronda.pl/a/jak-medycyna-patrzy-na-cud-przeczytaj,60128.html
2 - http://ekai.pl/wydarzenia/temat_dnia/x77835/floribeth-mora-diaz-o-swoim-uzdrowieniu-za-wstawiennictwem-jana-pawla-ii/
2 - http://ekai.pl/wydarzenia/temat_dnia/x77835/floribeth-mora-diaz-o-swoim-uzdrowieniu-za-wstawiennictwem-jana-pawla-ii/
Jedno jest jednak pewne - "wiara może czynić cuda" - co najprościej
OdpowiedzUsuńmożna wyjaśnić tym, że psychika ma największy wpływ na zdrowienie człowieka...
Z tego punktu widzenia można wszystko ze sobą pogodzić - bez podziału
na wierzących, agnostyków, ateistów... Niewierzący w swoje wyzdrowienie, częściej są
na pozycji straconej, w porównaniu do wierzących w podobnej sytuacji zdrowotnej
(a na to już można znaleźć badania empiryczne)...
W jakiej straconej pozycji?! Ja zawsze wierzę, że lekarz właściwie mnie zdiagnozuje i skutecznie uzdrowi :) Gdzieś, kiedyś czytałem, że modlitwa o zdrowie jest mniej skuteczna niż placebo (to odnośnie badań empirycznych). Ściślej - nie odnosi żadnych skutków. Te badania przeprowadził jakiś instytut o kreacjonistycznym charakterze. Ale aby nie było, ja nikomu nie bronie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wieczorowo :)
Oczywiście!!!
OdpowiedzUsuńMedycyna konwencjonalna przede wszystkim, ale mądry lekarz wie, że psychika pacjenta - to podstawa leczenia... Każda metoda, poza "szarlataństwem", która ma wzmocnić psychikę chorego nie jest do odrzucenia - o ile nie szkodzi człowiekowi.
To, że wierzysz lekarzowi - do dobrze, bo inaczej po co do niego byś poszedł? Wierzący do tego dołączają jeszcze wiarę w Najwyższego - i nie ma w tym nic dziwnego - bo to na pewno nie zaszkodzi (!) - pomóc może poprzez wsparcie w zakresie porządkowania emocji (chociażby).
Ja bym jednak psychiki nie mieszał z cudami. Psychikę można traktować w kategoriach metafizyki, ale niekoniecznie tej, związanej z religią. Niemniej jeszcze raz podkreślam, ja nikomu nie bronię wierzyć w pomoc Najwyższego, mnie bulwersuje fakt, że wciąż są tacy, którzy chcą tę pomoc udowodnić naukowo.
UsuńFakt - wiara nie potrzebuje dowodów naukowych...
OdpowiedzUsuńCi co wierzą, wierzą z ufności, przyjmują dogmaty z "dobrodziejstwem inwentarza"
- nie oczekują na dowody naukowe - to pożywka raczej dla agnostyków...
Wycofuję się z dalszych dywagacji - nie czuję się mocna w takim "tasowaniu".
Ja tam w cuda nie wierzę. Wierzę w rozum. Swój.
OdpowiedzUsuńI tu się z Tobą całkowicie zgadzam, ba, podziwiam.
UsuńA ja w cuda wierzę i ich w życiu doświadczam; czyli każdy ma to na co sobie zasłużył [w co wierzy] :)
UsuńAisab. Można uznać, że choć mimo niezbyt zdrowego trybu życia, jaki prowadzę, piszę dla Ciebie odpowiedź - też jest cudem :) Wszystko zależy od tego, co uznamy za cud.
UsuńPozdrawiam uśmiechem :)