Tuż przy
brukowanej szosie na końcu małej wsi, na rozdrożu, gdzie można skręcić w głąb
puszczy, jest niewielki pagórek z kilkoma okazałymi sosnami i brzozami. Nic
szczególnego, obrazek jakich wiele w tej okolicy. Obok jest parking dla
amatorów grzybobrania. Nawet jeśli się zatrzymasz, niczego szczególnego nie
dostrzeżesz. Dziś nie pamiętam, co mnie podkusiło, aby wejść między te sosny i
brzozy. Nagle znalazłem się w obrębie kamiennych, starannie ociosanych bloków,
porośniętych mchem i bluszczem,
obsypanych zeschłymi liśćmi brzóz i igliwiem sosen. W pierwszej chwili
pomyślałem o gruzowym wysypisku, a jednak mnie coś tknęło, aby te liście i
igliwie odgarnąć stopą. Najpierw ukazały mi się jakieś żłobienia, a w końcu nic
mi nie mówiące napisy po niemiecku. Gdy znalazłem kilka dat, dotarło do mnie,
że to stary, zapomniany i nieczynny od dawna cmentarzyk. Niewielki, może o
powierzchni jednego ara, ale to nie powinno dziwić, gdyż pobliska wioska też do wielkich nie należy. Tak mała, że administracyjnie podlega sąsiedniej wsi, gdzie
teraz chowa się zmarłych. Najnowsza data, jaką udało mi się odcyfrować to 1937
rok. Właściwie nic dziwnego. To w końcu Ziemie Odzyskane.
Gdy
wyjeżdżam z gminnego miasteczka do powiatu, mijam dość wysokie wzgórze, też
porośnięte drzewami. Przejeżdżałem tamtędy setki razy, by wreszcie za którymś
razem dostrzec niepozorną tabliczkę „Kirkut”. Wiedziony ciekawością w końcu się
tam wybrałem. I tu widać, że brak jest ludzi, którzy tymi grobami by się
opiekowali. Wszędzie bluszcz i mech, większość pomników z hebrajskimi napisami
poprzewracana i porozbijana. Dowiedziałem się z netu, że przed wojną była tu
dość spora gmina żydowska. Dziś, wśród różnych narodowości, Żydów nie
uświadczysz. Raz na kilkanaście lat jest akcja i ktoś ten kirkut stara się
doprowadzić do jako takiego stanu. Ale sama społeczność żydowska, jest
przeciwna ingerencji innych. Oni nie celebrują w taki sposób jak chrześcijanie
takich miejsc i takiego święta.
Jestem w
tych okolicach od niedawna, ledwie kilkanaście lat. Przyjechałem tu na stałe
zasobny w lata, więc nie ma tu grobów, które mógłbym „odwiedzać”. Moi
nieżyjący już krewni, są na drugim krańcu kraju. Nie zawsze jest mi dane jechać
tam w te dni. Idę więc zapalić symboliczny znicz pod krzyżem. Cmentarz duży,
zadbany, widać, że odwiedzany na bieżąco. O tej porze dnia jeszcze nie jest
tłoczno, ale i tak trzeba uważać, aby kogoś nie potrącić. Starannie
wypolerowane kamienne nagrobki, czasami figurki aniołków, złote napisy, sporo
palących się zniczy, wieńce i kwiaty. Mimo wszystko sam zachwytu nie odczuwam,
gorzej, mam wrażenie, że za dużo w tym niezrozumiałego blichtru i przepychu.
Mam czas i
coś mnie pcha do pierwszego cmentarzyka. Dopiero tam dopada mnie chwila zadumy
nad przemijaniem. Przypomina mi się zdanie nieznanego autorstwa: „Tyle nas,
na ile pozostajemy w pamięci bliskich”. Tylko bardzo nieliczni zapadają w
pamięci ogólnie pojętej ludzkości na dłużej i też tylko dlatego, że ich
istnienie jest zapisane na kartach historii a nie na pomnikach cmentarnych. Bo
nawet najpiękniejsze pomniki obracają się w ruinę. Tak jak na tym cmentarzyku.
Nikt nie będzie pamiętał, że miałeś swoje pasje, troski, że kochałeś i
cierpiałeś, że snułeś plany i musiałeś z nich rezygnować. Pewnie łudzisz się,
albo nawet jesteś przekonany, że nie umrzesz wraz ze śmiercią Twojego ciała.
Nie mam zamiaru Ci tego odbierać, bo mi zarzucisz, że odbieram Ci cel. Powiesz
mi, że życie przecież nie może być bezcelowe. Może masz i rację, tylko jakie to
ma znaczenie dla tych, którzy już nie żyją? Kochasz i cierpisz, planujesz i
rezygnujesz, dążysz do czegoś, co Cię nigdy na dłuższą metę nie zadowoli.
Zawsze znajdziesz nowe pragnienie. Aż przyjdzie ta z kosą i oby z bosą stopą,
aby stukot jej obcasów, nie straszył Cię zawczasu (to parafraza fraszki
Sztaudyngera), i przetnie Twoje troski.
Nie
rozumiem pomnikomanii na cmentarzach. To bez znaczenia dla zmarłego, jak piękny
będzie to pomnik. Wystarczy zawierucha dziejów i pozostanie z nich kamienny
gruz. Nie rozumiem tych zniczy, bo ich migoczący, drobny płomień nie ogrzeje
prochów pod dwumetrową warstwą ziemi. Nie rozumiem wieńców i kwiatów na
płytach, bo one tak jak i sama marmurowa płyta nie mają dla zmarłego żadnego
znaczenia. Co najwyżej zaspokoją Twoje estetyczne odczucie, Twoje i tylko Twoje
dobre samopoczucie. Dla większości z nas liczy się tylko pamięć, a i ta za dwa,
trzy pokolenia zaniknie. Powiesz tradycja, kultura, coś, co nas odróżnia od
zwierząt. Może i tak, ale choć nie pozostawiamy zwłok na pastwę padlinożerców,
to tylko ułuda. To martwe ciało i tak stanie się pastwą...
Na szczęście tego świadomości mieć nie będziemy. Ta refleksja nie jest nihilizmem. Cokolwiek się z nami stanie i tak jesteśmy szczęściarzami. Mogliśmy na krótką chwilę zaistnieć w bezkresnym kosmosie. I już na koniec. Często czytam, że kogoś smucą zaniedbane groby. Nie bardzo rozumiem dlaczego? Nie znamy przyczyn zaniedbania, ruiny... Bo przecież może być tak, że ci, co niby „powinni” zadbać, sami już pod kamiennym blokiem spoczywają. Taka jest nieuchronna kolej rzeczy, a jeśli Ty na chwilę spojrzysz, nie waż się oceniać...
Bardzo mądre to ostatnie zdanie... ,, Nie waż się oceniać ,, Pięknej nocy życzę :)
OdpowiedzUsuńmała poprawka :) miałam napisać , że bardzo mądra końcówka tego zdania , ale i tak wiemy , o co chodzi :)))
OdpowiedzUsuńWiemy, o co chodzi :)))
UsuńPonieważ noc była piękna a sen wyjątkowo wczesny i przyjemny, odwzajemniam życzenia pięknym porankiem :)